20 maja 2014

Ziemia i Piekło część 1

    Ta opowieść dzieje się w XIX wieku, a konkretnie to w 2006 roku, a konkretniej to dnia piątego czerwca. Miejsce akcji gdzieś na Awenju Akacji (nazwa chamsko zerżnięta z utworu Iron Maiden) w małej mieścinie, której nazwę wstyd wymieniać stała sobie (albo siedziała) karczma "Pod Stojącym Konikiem", gdzie rozpoczęła się ta mrożąca krew w żyłach historia. W karczmie tej siedziało sobie kilka osób, ale skupmy się na dwóch osobnikach, którzy siedzieli w najciemniejszym kącie, a w najciemniejszym tylko dlatego, ponieważ żarówka się przepaliła.
    Na pierwszy rzut oka nasze obiekty obserwacji wyglądają na lat sześćdziesiąt, ale po bliższych oględzinach okazuje się, że mają lat szesnaście. Ich wypaczony wygląd jest spowodowany częstym graniem w gry typu "bij-zabij", czyli w Windowsowego Sapera. Nasi bohaterowie są właśnie w trakcie popijania napoju Tymbark o smaku jabłko-mięta (karczmarz alkoholu nieletnim nie sprzedaje) i omawiania pewnej sprawy.
      - Adam, więc jaki masz plan? - spytał się ten mniej inteligentny z twarzy, wyglądający jak typowe emo.
      - Oł Darko, jak wiesz jutro wielki dzień
      - No... dzień szatana
      - eee... to też, ale teraz chodzi mi o coś zupełnie innego. Jutro jest kartkówka z biologii... - odrzekł.
    Darek zmarszczył brew, drugiej nie było widać, gdyż przysłania ją grzywka
      - Qrdzież... czemu ja o tym nie wiem?
      - Proste. Martyna Cię zagadywała. - odpowiedział Adam, który z kolei bardziej przypomina neutrala
      - Aaaa... ty, ona mnie przeraża. Tak cały czas na mnie dziwnie patrzy.
      - Ech... przejdę może do tego mojego... no... planu... otóż jutro jest kartkówka, a ja postanowiłem dowiedzieć się jakie są pytania
      - To co masz zamiar zrobić?
      - Przeczytaj zdanie wyżej
      - Aha... to może raczej tak... jak masz zamiar to zrobić?
      - Albo ukradnę rozwiązania, albo popytam się w innych klasach jakie były pytania
      - Trudny wybór, chyba wybierzesz tą łatwiejszą opcję?
      - Tak, włamię się do domu ticzerki i ukradnę odpowiedzi
      Ale ty jesteś... pewnie Ci będę musiał pomóc?
      - Poradzę sobie sam...
      - Okej, to ci pomogę
***

    Tymczasem gdzieś indziej, znacznie głębiej, a konkretniej to w piekle odbywała się narada. W sali konferencyjnej zebrały się same szychy m.in. Legion, Lewiatan, Beliar i sam Lucyfer
      - Jak zapewne wiecie - zaczął Lucyfer - jutro wielki dzień...
      - No... jutro pierwszoklasiści z liceum mają kartkówkę z biologii - odpowiedział Belzebub, którego wcześniej nie chciało mi się wymieniać.
      - yyy... eee... - zastękał Lucyfer - to też, ale chodzi mi tu teraz o coś zupełnie innego !! Jutro jest mój dzień, dzień szatana !!
    Nagle po sali odezwał się, czy może raczej rozległ pomruk zaskoczenia
      - No... trzy szóstki, nie?
    Znowu pomruk zaskoczenia
      - W każdym bądź razie mam plan...
    Kolejny pomruk zaskoczenia
      - Co wy nie wiecie, że ja mam różne plany? Nie no... z kim ja pracuję !? - krzyknął.
      - Z nami - usłyszał odpowiedź.
      - Nie ważne... zaczynam. Nie udało nam się jeszcze zapanować nad światem, więc wyślemy kogoś z nas na powierzchnię ziemi, aby sprawdził co tam słychać u ludzi... mówiąc inaczej, będzie ich szpiegował. Ten ktoś potem złoży raport z danymi i jeśli będą pomyślne, to wtedy zaatakujemy i zapanujemy nad światem
    Kolejny pomruk zaskoczenia
      - Skończycie mruczeć? Moglibyście przynajmniej zrobić westchnięcie pełne zaskoczenia... - zdenerwował się Lucyfer - dobra... kogo wysyłamy na powierzchnię?
      - Losujmy - powiedział Beliar - kamień, papier, nożyce?
      - Może ciągniemy słomki?
      - Ciągniemy słomki ! - stwierdzili wszyscy
    Losowanie było krótkie. Padło na Rokitę.
      - Kurde bele fele - zdanie złagodzono ze względu na osoby nieletnie - ja to mam pecha
      - Ja to bym nazwał szczęściem - rzekł Lucyfer - w mój dzień będziesz kusił, aż sprawisz by cały świat padł u mych stóp
    Lucyfer zaczął się szyderczo śmiać, a śmiał się tak szyderczo, że aż zjeżyły się włosy na głowie łysego Belzebuba.
      - Rokito, teraz dalsza część planu - odezwał się w końcu - wyślę Cię do Polski.
      - Czemu do Polski?
      - Bo na przykład USA już zaklepane przez UFO, Japonia przez Godzillę. A do Polski też dlatego, bo to bardzo religijny kraj i z nimi rozprawić musielibyśmy się najpierw
      - Aha.
      - Masz tutaj złotą kartę kredytową. Dzięki niej będziesz miał pieniądze, które są ważne na ziemi.
      - Przed wyjazdem mogę zabrać parę rzeczy z domu? - zapytał Rokita
      - A kto ci broni? - odpowiedział Lucyfer - A teraz idź i czyń zUo w mym imieniu
      - No dobra... - powiedział Rokita, po czym wyszedł.
    Lucyfer odwrócił się do pozostałych, którzy siedzieli w sali konferencyjnej.
      - Gramy w PES'a, czy Guitar Hero ?
***

    Rokita wszedł do swojego domu na przedmieściach piekła. Musiał wziąć niezbędny ekwipunek potrzebny do przetrwania wśród ludzi. Znalazł plecak "jednoramienny" i wpakował do niego litr czystej, parę ulubionych browarków "Pentagram", oraz kilka flaszek wyrobu wino-podobnego. Z tym zestawem pierwszej pomocy postanowił wyruszyć na powierzchnię. Przed wyjściem z domu i zamknięciem go na klucz, zerknął w lustro i się zobaczył (to oczywiste, że usłyszeć się w nim nie mógł).
    Wygląda tak jak zwykle, niczym Książę Persji w wykonaniu Jake'a Gyllenhaal'a, czyli powiedzmy, że... młodo... warto napisać też o tym (chociaż nie wiem czemu), że Rokita młody raczej nie jest. Ma z jakieś tysiąc lat, ale rachubę stracił po latach dwustu. Mimo tego wieku jest najmłodszy w radzie.
    Gdy czytałeś te słowa Rokita zaszedł na granicę piekła, a tam celnicy wysłali go na ziemię przy pomocy teleportera (jakie to dziwne, że i Firefox i Google Chrome podkreślają to słowo).

***

    Późnym wieczorem w "mieście, którego nazwę wstyd wymieniać" Adam i Darek przybyli pod dom nauczycielki biologii.
      - Okej. Przyniosłem wieszak, sznur, sznurek i sznureczek - rzekł Adam.
      - A ja kanapki - odrzekł Darek, po czym jeszcze zapytał - Po Ci wieszak?
      - Wieszak przywiążę do sznura i zrobię z tego "linkę z kotwiczką"
      - A po co sznurek? - znowu zapytał Darek.
      - Przywiążę go do sznura z wieszakiem, tak dla zabezpieczenia...
      - A sznureczek po co?
      - Żebyś się pytał - znowu odpowiedział Adam - przywiążę go do sznurka, przywiązanego do sznura, przywiązanego do wieszaka
      - Ale ty jesteś... ten no... McDonald
      - McGywer
      - A co będzie jak ticzerka nas znajdzie... złapie... a co gorsza... zje?
    (-.-) - być może ta emotikona wyjaśni wam wyraz twarzy Adama
      - Nie masz jeszcze jedno sznura, żeby ją związać?
      - Zostawiłem w innych spodniach. Przemkniemy się po cichu w ciemności jak Sam Fisher.
      - O fajnie !!
    Jak przedtem Adam mówił, związał wszystko, a potem zaczął się rozglądać gdzie by zarzucić "linkę". Wypatrzył idealne miejsce, po czym rzucił... niestety jest spoko, ślepy na jedno oko. Źle "celnął", dlatego wieszak się odbił od ściany i uderzył Darka w głowę.
      - AŁAAAAAAAA... - syknął upadając na ziemię. Jednak po chwili wstał i dodał - chyba żyję...
    Adam znowu rzucił "linką", ale ku uciesze Darka tym razem udało mu się trafić na dach. Wieszak zaczepił się o rynnę. W każdym bądź razie wiecie o co mi chodzi. Zaczęli się wspinać do najbliższego okna (które było otwarte) parterowego domu. Jakimś cudem (mimo tego, że mieli sznur) udało im się wejść do środka siedziby zUa nauczycielki.
      - Dobra... teraz musimy dotrzeć do miejsca, gdzie trzyma sprawdziany, rozwiązania itp.
      - Czyli gdzie? - zapytał emo Darek
      - To miejsce nazywamy... (pierwsze takty Piątej Symfonii Beethovena) "gabinetem"
    Zaczęli iść po korytarzu, zaglądając do każdego z pokoi przez dziurki od kluczy. Sprawdzanie szło jak po maśle, dopóki nie doszli do drzwi, zza których było słychać postękiwania. Jak wiadomo jednodwuznaczne dźwięki musiały zatrzymać chłopców, więc określenie "sprawdzanie szło jak po maśle" aktualnie poszło w diabły...
      - Co jest? Tenteguje się z mężem?
      - Ona nie ma męża - odpowiedział Adam Darkowi, po czym zajrzał do dziurki od klucza - ale jaja... - głośno szepnął
      - Co? Solo jedzie?
      - Ćwiczy na steperze
    Darek wydał z siebie dźwięk przypominający "aha". Po chwili zaczęli znowu szukać. Naprzeciw sypialni znaleźli gabinet, więc długo nie szukali, z jakieś pięć minut chyba, ale ważne, że znaleźli... Weszli do środka, a na samym środku gabinetu stało biurko, a każdą ze ścian zdobiły półki z książkami. Adam i Darek szybko zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Na szczęście zobaczyli, że pytania i odpowiedzi do kartkówki leżą na biurku. Adam wyciągnął telefon komórkowy i zaczął robić zdjęcia każdej z kartek (aparat 5mpix). Gdy skończył, powiedział:
      - Spadamy stąd...
    Gdy szli korytarzem do okna "wyjściowego" usłyszeli kroki zmierzające w ich stronę. Zaczęli iść szybciej w stronę okna.
      - Nie ma czasu na schodzenie po linie - szepnął Adam - wyskakujemy przez okno - dodał, po czym wyskoczył, a Darek zrobił to samo co on, czyli też wyskoczył.
    Nic się im nie stało, a wiem to dlatego, ponieważ po chwili biegli już przez park w stronę swoich domostw. Dobiegli by do nich, ale nie dobiegli, bo nagle przed nimi rozbłysnęło światło, które ich oślepiło. Z samego środka światła wyszło coś człowiekopodobne. Człowiek (?) ten spostrzegł naszych dwóch bohaterów i zaczął iść w ich kierunku.
      - Yyyyy... chyba mam pełne gacie - stwierdził Darek.
      - Dobrze, że stwierdziłeś - odpowiedział Adam z nutą lęku w głosie.
    Wtem światło zgasło, a obcy potknął się o jakiś korzeń i upadł na ziemię, czy jak woli młodzież: "glebę"
      - Kurde bele fele - (zdanie ponownie złagodzone) zaklął Rokita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz