20 maja 2014

Ziemia i Piekło część 3

    Ranek w ten wtorkowy dzień był całkiem piękny. Nic szczególnego by w nim nie było, gdyby nie data: 06.06.06. Adam, Darek i poznany przez nich diabeł Rokita szli przez miasto. Mieli pewien plan, a był on taki: chłopaki piszą kartkówkę, a Rokita telepatycznie będzie się z nimi porozumiewał, dając im odpowiedzi. Ponieważ czart przypomina Jake'a Gyllenhall'a postanowili, że dla przykrywki będą zwracać się do niego... Jake.
      - A jak się ktoś zapyta czemu się kręcę po okolicy? - zapytał diabeł
      - Nie bój nic - rzucił Adam - zwędzimy jakiś strój woźnego, czy cuś...
    Rokita nic już nie powiedział. Zastanawiał się czy plan wypali. Po chwili jednak zaczął podziwiać architekturę miasta. Tak się zaabsorbował, że potknął się i upadł na jezdnię. Gdy wstawał usłyszał klakson tira zbliżającego się wprost na niego
      - OMFG ! - krzyknął Darek w tym samym momencie, w którym ciężarówka wjechała w Rokitę.
    Słychać było wielkie huknięcie i z tira nie było czego zbierać, za to Rokita był jak najbardziej żywy. Adam podbiegł do diabła
      - Jak to możliwe? - spytał chłopak
    Rokicie lekko kręciło się w głowie
      - Dla nas takie coś, to jak wzięcie piłki na klatę... może lepiej spadajmy stąd...
    Zniknęli w ciągu najbliższych pięciu sekund. Tymczasem kierowca ciężarówki ocknął się na środku jezdni z kierownicą w ręku. Zdziwił się, że po tirze zostały tylko szczątki, a jeszcze przed chwilą był w całości. Mężczyzna nie wiedział co się stało, miał dziurę w pamięci
      - Panie! Co tu sie, qrde stało!? - krzyknął ktoś wychodzący ze swojego samochodu.
      - Wypadek chyba... nie wiem co się stało
      - Dzwonię na pogotowie!
    Nagle obok kierowcy tira znikąd wyrosło dwóch kolesi ubranych na czarno... "metale", pomyślał kierowca, "nie, zaraz, mają odwrócone krzyże na piersiach... jest gorzej... to black metale!", a jak wiadomo black metale to sataniści.
      - Co tu sie stało? - zapytał jeden z nich
      - Eee... wypadek... miałem - odpowiedział mu
      - Hej... to będzie niezły temat do naszej gazetki szkolnej, którą prowadzimy - stwierdził satanista - opowie nam pan, co pamięta?
      - Tylko jakiegoś gościa, który wywrócił się na jezdnię, a ja próbowałem wyhamować - jakimś cudem dziura w pamięci zaczęła znikać - potem już nic...
      - Dziękujemy panu...
      - Co? Tylko tyle? Nie chcecie wiedzieć więcej, co czuję itepe?
      - Cóż... nasza gazetka ma tylko dwie strony, więc musimy pisać oszczędnie.
    Sataniści odeszli od miejsca zdarzenia. Co się na nim działo pomińmy, bo to mało istotne.
      - Aleś szefie dowalił z tą gazetką... ale za to czegoś się dowiedziałeś, prawda? - widać było, że ten drugi satanista jest mniej inteligentny
      - No dowiedziałem się. Ten facet, który upadł to musi być diabeł, którego szukamy.
      - Serio?
      - Serio... żaden człowiek nie przeżyłby kontaktu z tirem, a już na pewno nie rozpieprzyłby go podczas zderzenia się z nim.
      - Więc to albo Supermen, albo jednak diabeł
      - Supermen? W takie pierdy wierzysz? Przystopuj z komiksami

***

      - Qrde, człeku... yyy... diable... Jake - zasapał się Adam, po biegu - co ty jeszcze przed nami ukrywasz?
      - A co chcecie wiedzieć?
      - Wszystko!
      - No więc... umiem latać, mam skrzydła ukryte pod bluzą...
      - Ładna ta twoja bluza - powiedział Darek - jakiej firmy?
      - Ślepyś? Pisze "Big Star" - odbąknął mu diabeł
      - O fakt... a myślałem, że diabeł ubiera się u Prady...
      - Ech... to wymieniam dalej... potrafię rzucać kulami ognia, strzelać piorunami
      - A co jecie? - znowu zapytał Darek
      - Wszystko... mięso, warzywa, owoce, wypieki, wyroby, fast foody...
      - Kebaba też?
      - Nie - odpowiedział Rokita... Jake znaczy - to coś dobrego?
      - Przekonasz się, zjemy na śniadanie - powiedział Adam
    Poszli przez park w kierunku szkoły. Szli chwilę w milczeniu, aż odezwał się Adam
      - Niedaleko naszej budy jest kebabiarnia
      - Aha
    Znów niezręczna cisza
      - Jak długo żyjecie? - przerwał ciszę Darek - Jesteście nieśmiertelni?
      - Co? Nieee... ale żyjemy dość długo... z jakieś dziesięć tysięcy lat... ja mam dopiero tysiąc, jeśli chcesz wiedzieć
    Doszli do budynku potocznie określanego jako Mediamarkt ("powinni tego zabronić"), czyli szkoły... jednak minęli ją i przeszli trochę dalej prosto, aż znaleźli się przed małą budką z napisem "Kebab ordżinal"... polak potrafi...
      - Cholera... mam za mało kasy - stwierdził Adam sprawdzając w portfelu
      - Ja też - również grzebiąc w portfelu Adama stwierdził Darek
      - W takim razie ja stawiam - powiedział Rokita i wyciągnął z kieszeni gruby plik banknotów dwustu złotowych
      - JEZU!! - głośno szepnął Adam, a diabeł aż się wzdrygnął - Pogięło Cię? Taką sumę trzymać przy sobie, a do tego wyciągać na ulicy?
      - To jest dużo? Nie znam się na pieniądzach... - nie skłamał, w piekle nie ma pieniędzy. Wszyscy pracują społecznie, bez żadnych wynagrodzeń
      - Tak to dużo - odpowiedział mu Adam - już po samym widoku można wywnioskować. Daj jeden banknot, a resztę schowaj - po czym zwrócił się do Darka - widział nas ktoś?
      - Nie... nikogo nie ma w pobliżu...
      - Dobra, to kupujemy, zjadamy i spadamy, a po lejbach zajmiemy się sprawą tych pieniędzy - zaplanował "na szybko" Adam
    Rokita stwierdził, że mimo braków w językach obcych, chłopak jest inteligentny i rozsądny, a co do Darka to już nie był pewien w sprawie tych dwóch rzeczy. Zamówili sobie po kebabie w bułce. Poczekali, dostali, wzięli po plastikowym widelcu i zaczęli powoli iść w stronę szkoły, zajadając swoje danie (że się tak wyrażę)... Rokita też zaczął jeść i...
      - JEZUS MARIA - aż zaklął, wszak dla diabła to swego rodzaju przekleństwo - O KRÓWA, jakie to dobre !! - zjadł kebaba w ciągu dwudziestu pięciu sekund, pobijając czyjś rekord, o ile takowy był
      - HARDKOR ! - Adam i Darek powiedzieli równocześnie, po czym przysłowiowa kopara im opadła, lub też może było na odwrót
      - Cóż... - zawstydził się diabeł - może już lepiej chodźmy do tej waszej szkoły
   Więc poszli, weszli, aż znaleźli się w piwnicy szkoły. Darek skądś wytrzasnął strój woźnego. Czart przebrał się w niego i stwierdził, że dziwnie wygląda
      - Janitor Gyllenhall - zaśmiał się Darek
      - Chcesz bez łeb? - Zaproponował Rokita - dajcie mi kartkę z odpowiedziami
      - Dobra - emo podał mu odpowiedzi - a co z tymi myślami Martyny?
      - Musiałbym stanąć blisko niej i się jej przyjrzeć
      - To pokażę ci ją - odrzekł emos, po czym dodał jakby do siebie - to już koniec dziwnych wzroków! Muachachachacha!
      - Tja... to wy już idźcie, a ja jeszcze wstąpię do WC
    Wyszli z piwnicy, skierowali się na schody, którymi wyszli na parter, następnie na piętro, potem drugie, aż w końcu trzecie. Adam zniknął za drzwiami do toalety, a Rokita zauważył, że się zdyszał
      - Ja... pierdut... powinni... szarpnąć... się... na... windę...
      - Co rok, od podstawówki tak mówię - odpowiedział mu Darko - O! Wiedziałem, że tam będzie - wskazał na dziewczynę siedzącą na ławce - Ona zawsze siada przed klasą...
    Podeszli do niej bliżej i Rokita rzucił okiem. Dziewczyna była chyba zbyt pogrążona w we własnych myślach, bo nawet nie drgnęła. Ktoś nie pogrążony w myślach zaraz by spier... uciekał na widok tego, czym w niego rzucono. Diabeł podniósł oko i wcisnął go sobie z powrotem do oczodołu, dopiero wtedy się przyjrzał Martynie. Miała długie, kręcone, brązowe włosy. Nie chce mi się opisywać jak była ubrana, ale Jacyków nie miałby się czego czepiać.
    Gdy zauważyła Darka przestała rozmyślać i utkwiła w nim swój wzrok... dziwny wzrok...
      - Nie... znowu to robi - szepnął emo - znowu się na mnie dziwnie gapi
      - Człeku - westchnął diabeł - to na kilometr widać, że się w tobie buja
      - Buja? We mnie? - zdziwił się chłopak - może sprawdź jej myśli, tak na wszelki wypadek...
      - Nie... lepiej nie będę oglądał filmu pornograficznego...
      - Heh - podszedł do nich Adam - wiedziałem, że się w tobie buja
      - To co ja teraz mam zrobić? - spytał Darek
      - Rusz gluteus maximus i zagadnij do niej...
      - Ale... ja... ten... no... jak będę z nią chodził... to będę szczęśliwy... a moja subkultura nakazuje być emocjonalnie smutnym.
      - Trza było zostać hipisem - powiedział z sarkazmem Adam - wal te nakazy i idź do niej... szczęśliwym bądź !
    Darek ruszył jakoś tak niewyraźnie, widocznie nie wziął rutinoscorbinu. Stanął obok Martyny, a ta na jego widok rozpromieniała. Darek zebrał w sobie dość odwagi by powiedzieć:
      - Yyyy...
    Martyna przejęła inicjatywę, pytając:
      - Chcesz usiąść?
      - No tak... - odpowiedział - bo ja... ja chciałem Cię o coś spytać
      - Tak? - jej głos był pełen dobroci i jak to mówią... ciepła
      - Czy chcesz ze mną... yyy... - chwila przerwy - odrobić lekcje?
    Głośnym echem odbił się dźwięk po korytarzu. Był to odgłos taki jakby ktoś pacnął się otwartą dłonią w twarz. To Adam i Rokita zrobili facepalm'a.

***

      - AAAA! Nie róbcie mi tego !! - krzyczał torturowany kucharz pobliskiej budki z kebabami - ja naprawdę nic nie wiem!
      - Może teraz coś ci się przypomni - powiedział satanista, powoli zwiększając ogień i coraz bardziej przypalając mięso.
    Kucharz klęczał związany obok i nie mógł znieść tego widoku, także i tego widoku jak drugi satanista wyjadał surówkę.
      - Proszę was! Ja naprawdę nic nie wiem! Było tu tylko dwóch nastolatków i jeden dorosły koleś!
      - Jak wyglądali?
      - Jeden niepozorny, drugi emo, a ten dorosły jak ten aktor grający księcia Persji!
      - Gra była lepsza, prawda Szefie? - drugi oderwał się od surówki
      - Cicho Kaźmierz! - skarcił go Szef, po czym zwrócił się do kucharza - więc panu już podziękujemy.
    Kucharz odczuł ulgę i uśmiechnął się, ale na krótko. Satanista nazwany Szefem podkręcił ogień na maksa. Jęki rozpaczy jeszcze długo ciągnęły się po okolicy. Szef i Kaźmierz natomiast ruszyli w stronę szkoły.
      - Co teraz Szefie?
      - Kebabiarz powiedział, że widział trzech gości: emo, neutrala i Jake Gyllenhalla
      - Więc?
      - A ile znasz emosów w tym mieście? - odpowiedział Kaźmierzowi pytaniem na pytanie, po czym uśmiechnął się szyderczo
***

      - Kto się tam tak drze, jakby mięso mu się przypalało? - Rokita aż wyjrzał przez okno.
      - Nie wiem... o Daro wraca... - po czym zwrócił się do emoboya - I jak?
      - No... umówiłem się z nią.
    Nagle zabrzmiał dzwonek. Rokita zobaczył jak wszyscy uczniowie wchodzą do różnych klas, w tym i Adam z Darkiem. Diabeł wiedział, że to teraz mają biologię, a na niej kartkówkę. Aby nie rzucać się w oczy przykucnął przy jakimś kaloryferze i zaczął udawać, że go naprawia.

***

      - Zaraz... według planu pierwsza "ce" ma biologię - Kaźmierz wyczytał z planu lekcji, wywieszonego na korytarzu
      - Na samej górze... idziemy...
    Sataniści już zaczęli wchodzić po schodach, gdy ktoś do nich podszedł
      - Aaa... pan Nowak i Kazimierczuk... a czemu to nie na lekcji?
    Obaj się odwrócili, a to co zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Przed nimi stał dyrektor.
      - My zaczynamy za dwie godziny - Szef odrzekł zgodnie z prawdą.
      - To co robicie tu tak wcześnie?
      - No... bo chcieliśmy pójść jeszcze do biblioteki... sprawdzić coś, w tym, no... guglu - Szef już nie odrzekł zgodnie z prawdą
      - A tak... dobrze... guglujcie, aż znajdziecie - dyrektor uśmiechnął się ze swojego dowcipu i odszedł
      - Uff... - uffnął Kaźmierz - ty to masz łeb, Szefie.
    Szef nie odpowiedział, tylko bez słowa ruszył po schodach. Na ostatnim piętrze nie było nic ciekawego, tylko woźny grzebał przy kaloryferze.
      - Dobra... poczekamy tutaj, aż wyjdą...
***

    Rokita dwoił się i troił, bo jednoić się nie mógł. Przesyłał chłopakom wiadomości telepatyczne, no może głównie Darkowi... Adam jakoś o nic nie zapytał.
    W klasie było gorąco, oczywiście dziewczyny były bardziej rozebrane niż ubrane, jeden mało istotny koleś był cały mokry od potu, a Darkowi przykleiła się koszulka do ciała. Emo zerknął na Kosę, czyli tzw. nauczycielkę. Siedziała przy biurku i paprykarzyła... przepraszam... śledziła, czy ktoś czasem nie ściąga... następnie Darek upewniwszy się, że na wszystko odpowiedział, odłożył długopis, usiadł wygodniej na krześle i zaczął odklejać od siebie t-shirta z napisem Panic coś tam z Disko... w sumie nie wiem... wolę metal.
    Diabeł spojrzał na zegar wiszący na korytarzu. Dokładnie za dwie sekundy powinien być dzwonek. I był.
      - Ten, kto zsynchronizował ten zegar jest dobry w swym fachu - pochwalił się Rokita.
    Z klas zaczął się wysyp prawie żywych uczniów... widać gorąc źle na nich wpływa. Rokita by długo tak rozmyślał, ale na szczęście podeszli do niego Adam, Darek i Martyna?
      - yyy... co ona?
      - wszystko jej powiedzieliśmy, a teraz spadamy z budy...
    Ruszyli korytarzem w stronę schodów, gdy usłyszeli głos...
      - Adam i Dariusz...
    Cała czwórka odwróciła się w stronę głosu. Ujrzeli przed sobą dwóch satanistów
      - Czego? - warknął Adam
      - Sprawę mamy - odwarknął Szef
      - Nie zadajemy się z wami. Ty i twoi kumple robicie pośmiewisko z metalu!
      - Ja mówię! - Szef podszedł do nich - szliście do budy, gdy zdarzył się wypadek. Naoczni świadkowie mówili, że widzieli was z jakimś facetem...
      - No i co z tego?
      - Ten facet... a sądzę, że to on - wskazał Rokitę - przeżył zderzenie z tirem... mamy do czynienia z diabłem, prawda?
      - Bredzisz - powiedział Darek
    Nagle satanista wyciągnął nóż, złapał emosa jak na jakimś amerykańskim filmie i przystawił mu ostrze do gardła.
      - Oddaj nam się w nasze ręce diable - do Rokity gadał - a nic mu się nie stanie!
    Martyna zrobiła się czerwona ze złości
      - Nie będziesz robił krzywdy mojemu chłopakowi ! - I kopniakiem wykopała nóż z ręki kopniętego Szefa
    Darek wyrwał się z uścisku i upadł na ziemię. Pozwoliło to dziewczynie jeszcze raz kopnąć satanistę... tym razem z pół obrotu prosto w klatkę piersiową. Szef odrzucony siłą kopu poleciał w kierunku otwartego okna. Drugi satanista, który dotychczas stał spokojnie, widząc, co się dzieje ryknął i rzucił się na Adama. Drogę zagrodził mu Rokita, zasłaniając chłopaka ciałem. Kaźmierz poczuł jakby rąbnął głową w mur. Diabeł jedną ręką podniósł satanistę za fraki i rzucił nim w kierunku otwartego okna, tego samego, w którym przed chwilą zniknął Szef...
      - Dobra, a teraz spadajmy stąd ! - krzyknął Adam, po czym cała czwórka uciekła z miejsca zdarzenia

***

    W miejscu zderzenia z ziemią Szef powoli dochodził do siebie
      - O krówa... - stęknął - Kaźmierz... żyjesz?
      - Tak, ale jakoś... mnie tak połamało... co masz zamiar zrobić?
      - Pozbyć się zdrajcy diabła, a tamtych złożyć w ofierze. Diabeł zdrajca... co za wstyd...

***

    W piekle było wyjątkowo gorąco... to dlatego, że Lucyfer się wściekł. Nie pomagała ani melisa, ani utwory muzyki klasycznej (Slayera)... arcydiabeł po prostu był wkurzony jak nikt. Rokita zawalił sprawę i do tego zdradził, bratając się z jakimiś ludźmi. Lucyfer dowiedział się o tym od pewnego anioła złożonego w ofierze. Zabawna sytuacja jest z tym składaniem ofiar przez satanistów, otóż wszystko trafia do piekła, dlatego masa tu dzikich kotów. Wróćmy jednak do arcydiabła, który postanowił: Rokita już nigdy nie postawi stopy w piekle... zdrajców trzeba się pozbyć, a Lucyfer zajmie się tym osobiście...

Ziemia i Piekło część 2

    W miejscu zupełnie innym niż ziemia, czy piekło, czyli w tym, no... Niebie, czy jak mu tam, działo się to co zwykle, ale czy aby na pewno? Przy bramie do Niebios jak zwykle stał święty Piotr.
      - "Mało coś ostatnio ludzi przychodzi" - pomyślał, a wiem, że pomyślał, że pomyślał, bo widzę cudzysłów.
      - "i tak ci co tutaj stoją, to pewnie jacyś tacy felerni, tylko na chama chcą się wcisnąć do Nieba" - po chwili dodał Piotr.
    Westchnął, oj westchnął, do tego tak głośne było to westchnięcie, że aż pobliskiej grupie czekających na swoją kolej zgasł grill. Jeden z mężczyzn (który chyba był przywódcą grupy) zrobił się czerwony ze złości. A tak pięknie się opiekały te brokuły. Przywódca, ubrany w czerń wstał, stłumił w sobie złość i podszedł do świętego Piotra. W końcu stanął z nim twarzą w twarz, po chwili rzekł te pełne złości zdanie:
      - Co Cię gnębi Piotrze?
      - Tak mało ludzi przychodzi teraz do nieba.
      - No fakt... ale czemu nie wpuszczacie ludzi? - zapytał mężczyzna.
      - Procedury i takie tam...
      - Ale coś z tymi procedurami nie tak. Stoję ze swoimi znajomymi już tydzień, a obok jest tabliczka z napisem: "jeszcze dziesięć minut".
      - Wie pan... biurokracja jest do d... - Piotr przerwał, bo przecież święty nie powinien brzydko mówić - do niczego - szybko dodał Piotr święty.
      - Ale żeby tydzień czekania na rozpatrywanie CV?
    Piotr nie zdążył odpowiedzieć, gdyż, czy ponieważ obok niego wylądował jakiś anioł. Święty popatrzył na jego oznakowanie na mundurze. To agent specjalny do spraw piekielnych. Mówiąc krótko: szpieg.
      - Piotrze... sprawa ważna... przepuść mnie...
      - Już, już... - odrzekł Piotr i przepuścił szpiega.
    Właściwie to nie wiem po co pisałem fragment o świętym Piotrze, bo teraz bardziej trzeba się skupić na szpiegu. Leciał on przez pola, lasy, łąki, na których latają bąki, aż doleciał. Szpieg znalazł się przed siedzibą SWSD (Szpiegostwo W Sprawie Dobra). Nie wdając się w szczegóły Szpieg znalazł się w gabinecie swojego przełożonego.
      - Mam ciekawe wieści.
      - Mam nadzieję, że to coś ważnego, a nie kolejne pierdoły o tym co ludzie kupują za gry w Empiku...
      - Tam bez zmian - powiedział szpieg - sześćdziesiąty dodatek do Simsów nadal rozchodzi się jak ciepłe bułeczki, ale ja nie o tym...
      - To przejdź do konkretów - warknął szef.
      - Dobrze - odparł szpieg, a po krótkiej przerwie na westchnięcie opowiedział o planie Lucyfera.
    Szef powoli usiadł w fotelu za biurkiem. Długo bił się z myślami, co było bolesne i nabawił się przez to paru sińców. W końcu dramatycznym tonem powiedział:
      - Przekichane...
      - Więc co robimy? - spytał szpieg
      - Musisz znaleźć tego Rokitę i zapobiec Apokalipsie...

***

      - Patrz !! On gada !! - powiedział Darek.
      - A co? Ma nie gadać? Przecież wygląda jak człowiek, więc na pewno mówi...
    Nasi bohaterowie podeszli do przybysza, ten akurat podnosił się z ziemi. Gdy obcy wstał Adam odezwał się do niego.
      - Witamy na planecie Ziemia. Jesteśmy jej mieszkańcami.
    Obcy przyglądał mu się badawczo, ale nie odezwał się.
      - Ej... czy on nie wygląda na Jake'a Gyllenhalla? - szepnął Darek - tak pomyślałem - (hehe, niezły żart) - może on nie rozumie po Polsku?
      - Faktycznie wygląda, tylko te rogi mnie zmyliły. Hmm... ale zaklął jakby po Polsku... nasi są wszędzie... - odszepnął Adam - ale dobra, zagadnę go po angielsku - teraz Adam zwrócił się do przybysza - Łelkom in planet erf. Łi ar we mieszkańcy of tys plejs.
    Rogaty obcy otworzył szeroko oczy, po czym ku zaskoczeniu Darka i Adama parsknął śmiechem, padł na plecy i zaczął się tarzać ze śmiechu.
      - Buachachachacha. Jak tak chcecie ha ha ha, mówić w obcym języku cha ha ha, to lepiej nie wyjeżdżajcie z kraju cha cha cha!!
      - Zaraz... przecież w angielskim jestem najlepszy w klasie - posmutniał Adam.
      - Skąd znasz Polski? - zapytał nieznajomego Darek.
      - Znam wiele języków... lata nauki... - odparł obcy.
      - Z jakiej planety jesteś - ponownie zagadnął Darek.
      - Z żadnej
      - yyy?
      - Jestem diabłem, przybyłem z piekła
    Teraz to Adam i Darek upadli na ziemię i zaczęli się tarzać ze śmiechu.
      - Cha cha cha, ty jesteś diabłem? Cha cha cha. Z psychiatryka uciekł cha cha cha!
      - Dokleił se rogi i udaje. Cha cha cha! - coś tam gadał Darek.
    Nagle nieznajomy zrobił się cały czerwony na twarzy (albo czerwień to tylko kolor jego skóry?). Nagle padają dość głośno pierwsze takty "Piątej Symfonii Beethovena". Najbliższe drzewa zapłonęły, trawa oderwała się od ziemi, gliniarz z hameryki zjadł pączka, a obcy wybuchnął:
      - JAM JEST ROKITA !!
    Adamowi i Darkowi wszystkie włosy stanęły dęba (u Darka tak, że w końcu można było zobaczyć jego drugie oko)
      - Cz...cz...czego chcesz? - zająknął się Darek
      - Przybyłem tutaj z misją sprawdzenia jak wam się śmiertelnikom powodzi
      - Powodzi u nas ostatnio nie było - powiedział emo
      - MILCZ!! - słowo to rozeszło się złowrogim echem - dzięki mnie mój pan znów zapanuje nad wami i...
    Rokita nie był w stanie dokończyć zdania. Adam przyłożył mu czymś w tył głowy. Pewnie teraz myślicie, że pominąłem zdanie, czy cuś, ale nic z tych rzeczy!! Gdy diabeł był w trakcie wygłaszania swojego krótkiego monologu, Adam ostrożnie zaszedł go od tyłu i palnął w rogatą łeb znalezionym kijem (co oczywiście było tym "czymś" z poprzedniego zdania).
      - Teraz spadamy! - krzyknął Adam
      - Chcesz go zostawić tak samego? Tak samego na tym świecie? - przejął się losem diabła EMOcjonalny Darek - nikogo tutaj nie zna. Zaopiekujmy się nim!
      - Tak się zastanawiam, czy Ciebie czasem rodzicie nie pomylili w szpitalu. Ty chyba (tu synonim słowa "oszalałeś", ale bardziej w kontekście męskich organów płciowych)
      - Przynajmniej nie (tu też synonim słowa "oszalałeś", ale tym razem w kontekście kobiecych organów płciowych). Noooo weeeź, przygarniemy go... możesz nawet przeprowadzić na nim jakieś ekskrementy.
      - Ekskrementy to ty masz w głowie... - odpowiedział Adam, po czym jednak zadał pytanie - a gdzie go trzymać będziemy?
      - U mnie w garażu! Nad nim jest nawet pokój...
      - No dobra... zabieramy go...
    Podnosząc diabła Adam pomyślał: "dziwię się, że się na to zgodziłem". Darek natomiast pomyślał: "dziwię się, że nie jadłem kolacji"
***

    Rokita będąc nieprzytomnym nie był przytomny... z logicznego punktu widzenia to oczywiste. Nie myślał o tym, co się z nim aktualnie dzieje. W końcu nieprzytomność do czegoś zobowiązuje. Nagle, nie wiedzieć czemu Rokita zaczął mieć sen, koszmar przypominający mu dzieciństwo... w śnie stoi naprzeciw niego dziewczynka z lizakiem w buzi. Zaczęła się uśmiechać w stronę Rokity, ukazując "pełne" uzębienie. Diabeł przeraził się zniszczonych próchnicą zębów. Wpatrywał się w czarną dziurę pomiędzy wargami dziewczynki. Czuł jak zęby się w niego wpatrują, jak mamią do jedzenia cukierków, jak bronią dbania o nie. Rokita upadł w tył, a przerażająca czerń się do niego zbliżała, powoli wciągała go, jak odkurzacz okruchy z podłogi, mimo tego, że odkurzacz robi to szybko, a zęby powoli...
      - ARGH !! - krzyknął i ocknął się Rokita.
    Przez chwilę trawił sen, aż w końcu pomyślał: "Tak to jest, gdy ktoś w rodzinie jest mysje dentist" (Rokita miał na myśli swojego ojca, który w tym opowiadaniu nie jest ważny). Rozglądnął się po pokoju, a naprzeciw siebie zobaczył dziewczynkę szczerzącą czarne zęby
      - ARGH !! - krzyknął Rokita i tym razem obudził się naprawdę.
      - No... w końcu się ocknąłeś - usłyszał czyjś głos.
    Rokita zobaczył, że przy łóżku obok niego siedzą dwaj młodziki, z którymi rozmawiał zanim stracił przytomność.
      - Dość długo byłeś nieprzytomny. Myślałem, że diabły są odporniejsze - powiedział ten chłopak, który wcześniej kaleczył angielski.
      - Teleportacja osłabia... - odpowiedział mu Rokita.
      - Aha. Jakby co... to jestem Adam, a to Darek.
      - Nie boicie się mnie? - spytał ich diabeł.
      - Jak powiedziałeś jesteś osłabiony, a poza tym widzieliśmy bardziej przerażające rzeczy...
      - No na przykład pracowników urzędu skarbowego - mruknął ten nazwany Darkiem.
      - Co ze mną zrobicie?
      - Będziesz naszym sługą... i zrobisz nam kanapki
    Rokita poruszył się na łóżku i zobaczył pomieszczenie w całej okazałości. Było zagracone... czym lepiej nie wnikać, jednak zauważył, że pokój jest z dostępem do prądu.
      - Jeśli chcesz wiedzieć gdzie jesteś, to pytaj - powiedział Adam.
      - Gdzie jestem?
      - W pokoju nad garażem
    Nastąpiła chwila ciszy. Po chwili ciszy, która minęła równie szybko jak się zaczęła, Rokita znowu zapytał
      - A skąd jesteście pewni, że będę wam służył?
    Adam wyciągnął z kieszeni mały krzyżyk na łańcuszku.
      - Rzuciliśmy na Ciebie urok. Czytanie Pottera na coś się przydało...
      - Szlag!
    Cóż zostało biednemu Rokicie? Oberwał obuchem, został uwięziony przez dwóch wyrostków. Jego misja poszła, że tak powiem, w odstawkę. Nawet nie wiadomo, czy uda mu się ją wykonać. Pozostaje się poddać... na jakiś czas...
      - Ja cierpie dole - wydusił z siebie po chwili - ja cierpie dole, ja cierpie dole, ja cierpie dole, ja cierpie dole...
    Nagle po jego głowie ktoś czule przejechał dłonią. Rokita zobaczył, że robi to Darek.
      - Nie smuć się - powiedział emo - zaopiekuję się tobą...
      - Spadaj... co ty homo jesteś? - Rokita odtrącił jego dłoń.
    To był błąd... gdzieś po drugiej stronie miasta zatrzęsły się budynki, w górach przez lawinę zginęło dwoje turystów, a gliniarz z hameryki zjadł pączka.
      - Aaaaaaaaaa!! To boli !! - krzyczał bity po pysku Rokita
      - Nie... będziesz... obrażał... mojego... instynktu... macierzyńskiego!! - Darek darł się na Rokitę bijąc go po pysku.
      - Dobra, dobra - powiedział Adam i zaczął ich rozdzielać, a gdy już mu się udało zwrócił się do diabła - teraz idź i zrób nam lemoniadę. Gorąco dzisiaj...
    Rokita ruszył z kopyta... hm... w sumie trafne określenie. W połowie schodów z pokoju nad garażem stanął i zawrócił.
      - A gdzie macie kuchnię? - zapytał.
      - W domu... wejdź tylnymi drzwiami... są zaraz obok garażu.
    Rokita ponownie ruszył po schodach i znów w połowie stanął, bo trybik mu zaskoczył w głowie (czyt. pomyślał). Wrócił się i zadał nurtujące go pytanie:
      - Co to jest lemoniada?
***

    Pół godziny później Rokita siedział w kącie. Ręce dość już go bolały od wyciskania cytryny. Darek siedział przy biurku i studiował odpowiedzi na pytania z kartkówki. Głowa dość już go bolała. Adama nigdzie nie było... pewnie poszedł do siebie, ale warto powiedzieć, że wydrukował rozwiązania na kartce. Diabeł nie wiedział o planie chłopaków, a gadatliwy jest, więc w końcu otworzyć gębę do kogoś trzeba było.
      - Co tam czytasz? - spytał.
      - Odpowiedzi na kartkówkę z biologii, którym zrobiliśmy zdjęcia
    Nagle Rokita sobie przypomniał... przecież ktoś wspomniał o tym w piekle.
      - Ach... słyszałem o tym w piekle - powiedział - ta kartkówka, to podobno będzie piękna masakra.
      - To nawet w piekle interesują się jakąś tam kartkówką?
      - Nooo... rzadko kiedy kartkówki są szóstego czerwca szóstego roku
      - Jakoś dziwnie się złożyło... nasza kartkówka i wasza inwazja...
      - Inwazję szlag trafił, skoro jestem pod twoim panowaniem i tego... no... Adama - rzekł Rokita - Ty masz zamiar ściągać?
      - Innego sposobu nie ma. Ta baba to kosa. Raz oblała jedną laskę, bo nie postawiła kropki nad "i".
      - Widać, że brakuje jej faceta - stwierdził diabeł - co do kartkówki, to mogę wam pomóc...
      - Jak?
      - Mam zdolności hipnotyczne, telepatyczne i telekinetyczne
      - Ja też mam takie zdolności telewizoryczne - powiedział Darek - Bogu niech będą dzięki za pilota, bo bez niego nie dawałbym rady...
    Rokita wzdrygnął się i to dość mocno, gdy usłyszał słowo "Bogu". Potem jeszcze raz się wzdrygnął przez głupotę Darka.
      - Mówiłeś o tych zdolnościach? - odezwał się emo
      - No. Dzięki nim mogę przeczytać czyjeś myśli
      - A moje czytałeś?
      - Nie musiałem czytać, aby wiedzieć co tam jest - Rokita chciał dodać słowo "pustka", ale nie dodał.
      - Ej... właśnie. Sprawdzisz coś dla mnie?
      - A co?
      - Bo wiesz... taka pewna dziewczyna z mojej klasy cały czas się na mnie dziwnie patrzy
      - I co związku z tym?
      - Chcę wiedzieć czemu się tak na mnie patrzy.
      - Zobaczy się. Tylko muszę być blisko niej... co do tej kartkówki, to też pomogę
    Do pokoju wszedł Adam.
      -Zaraz będzie świtać - rzekł, po czym zwrócił się do Rokity - usłyszałem, że chcesz pomóc nam w kartkówce. Jak chcesz pomóc?
    Przez następne dziesięć minut trwało wyjaśnienie mocy diabła. Mógłbym strzelić teraz jakiś opis jak bardzo to wyjaśnianie było żywiołowe, ale jak powiedziałem: mógłbym.
      - Hmm... niezłe... - powiedział Adam
      - Wiem... to jak? Dacie mi kartkę z odpowiedziami, a jak będziecie pisać, ja będę wam posyłał rozwiązania drogą telepatyczną
      - Eee...? - Darek nie zrozumiał
      - "Drogą telepatyczną" zamień na "do waszych głów"
      - Aaaaa !!
***

    Tymczasem za górami, za lasami, gdzieś na jakimś szczerym zad... nie ważne... wylądował szpieg. Znalazł się w jakimś lesie. I dobrze, bo ktoś mógłby go zobaczyć. Szpieg po chwili obliczeń i obserwacji stwierdził, że trzeba iść na północ. W tym kierunku się udał. Szedł jakieś półgodziny, gdy nagle spadła na niego siatka i przygwoździła do ziemi.
      - Niech to... pułapka!! - wystękał.
    Z cienia (w lesie jest dużo cienia) wyszło trzech brudnych ludzi z długimi włosami, ubrani byli w skóry z metalowymi dodatkami. "Sataniści!", pomyślał szpieg.
      - Kogo my tu mamy? - powiedział jeden - toż to Anioł!
      - Łoł - powiedział drugi - lepiej go nie dotykajmy, jeszcze zarazi nas dobrem!
      - Cicho bądź - odezwał się trzeci - zaraz sprawdzimy co tu robisz...
    Satanista zbliżył się do anioła, machnął przed jego twarzą ręką
      - Nie zrobimy ci krzywdy - powiedział
      - Nie zrobicie mi krzywdy - powtórzył szpieg
      - Chcemy wiedzieć co tu robisz...
      - Chcecie wiedzieć co tu robię...
      - Co tu robisz?
      - Co tu robię?
      - Qrde, te sztuczki Dżedaj... - powiedział pierwszy - nie zawsze działają tak jak trza
      - Cicho - odpowiedział mu trzeci, po czym ponownie zwrócił się do szpiega - co tu robisz?!
      - Muszę odnaleźć diabła, który został wysłany na ziemię i zapobiec apokalipsie - automatycznie zakrzyknął szpieg
      - Qrde... panowie... wiecie co to znaczy? Gdzieś niedaleko jest diabeł... jeśli złożymy mu pokłon, to może wtedy będziemy stu procentowymi satanistami - ucieszył się ten trzeci - i być może da nam piękne życie pozagrobowe !!
      - Hej... a co ze mną? - zapytał szpieg
      - Ciebie złożymy w ofierze, podczas składania pokłonu.
    Nie chcecie wiedzieć jakie słowa padały, mimo tego, że ich właścicielem był anioł...

Ziemia i Piekło część 1

    Ta opowieść dzieje się w XIX wieku, a konkretnie to w 2006 roku, a konkretniej to dnia piątego czerwca. Miejsce akcji gdzieś na Awenju Akacji (nazwa chamsko zerżnięta z utworu Iron Maiden) w małej mieścinie, której nazwę wstyd wymieniać stała sobie (albo siedziała) karczma "Pod Stojącym Konikiem", gdzie rozpoczęła się ta mrożąca krew w żyłach historia. W karczmie tej siedziało sobie kilka osób, ale skupmy się na dwóch osobnikach, którzy siedzieli w najciemniejszym kącie, a w najciemniejszym tylko dlatego, ponieważ żarówka się przepaliła.
    Na pierwszy rzut oka nasze obiekty obserwacji wyglądają na lat sześćdziesiąt, ale po bliższych oględzinach okazuje się, że mają lat szesnaście. Ich wypaczony wygląd jest spowodowany częstym graniem w gry typu "bij-zabij", czyli w Windowsowego Sapera. Nasi bohaterowie są właśnie w trakcie popijania napoju Tymbark o smaku jabłko-mięta (karczmarz alkoholu nieletnim nie sprzedaje) i omawiania pewnej sprawy.
      - Adam, więc jaki masz plan? - spytał się ten mniej inteligentny z twarzy, wyglądający jak typowe emo.
      - Oł Darko, jak wiesz jutro wielki dzień
      - No... dzień szatana
      - eee... to też, ale teraz chodzi mi o coś zupełnie innego. Jutro jest kartkówka z biologii... - odrzekł.
    Darek zmarszczył brew, drugiej nie było widać, gdyż przysłania ją grzywka
      - Qrdzież... czemu ja o tym nie wiem?
      - Proste. Martyna Cię zagadywała. - odpowiedział Adam, który z kolei bardziej przypomina neutrala
      - Aaaa... ty, ona mnie przeraża. Tak cały czas na mnie dziwnie patrzy.
      - Ech... przejdę może do tego mojego... no... planu... otóż jutro jest kartkówka, a ja postanowiłem dowiedzieć się jakie są pytania
      - To co masz zamiar zrobić?
      - Przeczytaj zdanie wyżej
      - Aha... to może raczej tak... jak masz zamiar to zrobić?
      - Albo ukradnę rozwiązania, albo popytam się w innych klasach jakie były pytania
      - Trudny wybór, chyba wybierzesz tą łatwiejszą opcję?
      - Tak, włamię się do domu ticzerki i ukradnę odpowiedzi
      Ale ty jesteś... pewnie Ci będę musiał pomóc?
      - Poradzę sobie sam...
      - Okej, to ci pomogę
***

    Tymczasem gdzieś indziej, znacznie głębiej, a konkretniej to w piekle odbywała się narada. W sali konferencyjnej zebrały się same szychy m.in. Legion, Lewiatan, Beliar i sam Lucyfer
      - Jak zapewne wiecie - zaczął Lucyfer - jutro wielki dzień...
      - No... jutro pierwszoklasiści z liceum mają kartkówkę z biologii - odpowiedział Belzebub, którego wcześniej nie chciało mi się wymieniać.
      - yyy... eee... - zastękał Lucyfer - to też, ale chodzi mi tu teraz o coś zupełnie innego !! Jutro jest mój dzień, dzień szatana !!
    Nagle po sali odezwał się, czy może raczej rozległ pomruk zaskoczenia
      - No... trzy szóstki, nie?
    Znowu pomruk zaskoczenia
      - W każdym bądź razie mam plan...
    Kolejny pomruk zaskoczenia
      - Co wy nie wiecie, że ja mam różne plany? Nie no... z kim ja pracuję !? - krzyknął.
      - Z nami - usłyszał odpowiedź.
      - Nie ważne... zaczynam. Nie udało nam się jeszcze zapanować nad światem, więc wyślemy kogoś z nas na powierzchnię ziemi, aby sprawdził co tam słychać u ludzi... mówiąc inaczej, będzie ich szpiegował. Ten ktoś potem złoży raport z danymi i jeśli będą pomyślne, to wtedy zaatakujemy i zapanujemy nad światem
    Kolejny pomruk zaskoczenia
      - Skończycie mruczeć? Moglibyście przynajmniej zrobić westchnięcie pełne zaskoczenia... - zdenerwował się Lucyfer - dobra... kogo wysyłamy na powierzchnię?
      - Losujmy - powiedział Beliar - kamień, papier, nożyce?
      - Może ciągniemy słomki?
      - Ciągniemy słomki ! - stwierdzili wszyscy
    Losowanie było krótkie. Padło na Rokitę.
      - Kurde bele fele - zdanie złagodzono ze względu na osoby nieletnie - ja to mam pecha
      - Ja to bym nazwał szczęściem - rzekł Lucyfer - w mój dzień będziesz kusił, aż sprawisz by cały świat padł u mych stóp
    Lucyfer zaczął się szyderczo śmiać, a śmiał się tak szyderczo, że aż zjeżyły się włosy na głowie łysego Belzebuba.
      - Rokito, teraz dalsza część planu - odezwał się w końcu - wyślę Cię do Polski.
      - Czemu do Polski?
      - Bo na przykład USA już zaklepane przez UFO, Japonia przez Godzillę. A do Polski też dlatego, bo to bardzo religijny kraj i z nimi rozprawić musielibyśmy się najpierw
      - Aha.
      - Masz tutaj złotą kartę kredytową. Dzięki niej będziesz miał pieniądze, które są ważne na ziemi.
      - Przed wyjazdem mogę zabrać parę rzeczy z domu? - zapytał Rokita
      - A kto ci broni? - odpowiedział Lucyfer - A teraz idź i czyń zUo w mym imieniu
      - No dobra... - powiedział Rokita, po czym wyszedł.
    Lucyfer odwrócił się do pozostałych, którzy siedzieli w sali konferencyjnej.
      - Gramy w PES'a, czy Guitar Hero ?
***

    Rokita wszedł do swojego domu na przedmieściach piekła. Musiał wziąć niezbędny ekwipunek potrzebny do przetrwania wśród ludzi. Znalazł plecak "jednoramienny" i wpakował do niego litr czystej, parę ulubionych browarków "Pentagram", oraz kilka flaszek wyrobu wino-podobnego. Z tym zestawem pierwszej pomocy postanowił wyruszyć na powierzchnię. Przed wyjściem z domu i zamknięciem go na klucz, zerknął w lustro i się zobaczył (to oczywiste, że usłyszeć się w nim nie mógł).
    Wygląda tak jak zwykle, niczym Książę Persji w wykonaniu Jake'a Gyllenhaal'a, czyli powiedzmy, że... młodo... warto napisać też o tym (chociaż nie wiem czemu), że Rokita młody raczej nie jest. Ma z jakieś tysiąc lat, ale rachubę stracił po latach dwustu. Mimo tego wieku jest najmłodszy w radzie.
    Gdy czytałeś te słowa Rokita zaszedł na granicę piekła, a tam celnicy wysłali go na ziemię przy pomocy teleportera (jakie to dziwne, że i Firefox i Google Chrome podkreślają to słowo).

***

    Późnym wieczorem w "mieście, którego nazwę wstyd wymieniać" Adam i Darek przybyli pod dom nauczycielki biologii.
      - Okej. Przyniosłem wieszak, sznur, sznurek i sznureczek - rzekł Adam.
      - A ja kanapki - odrzekł Darek, po czym jeszcze zapytał - Po Ci wieszak?
      - Wieszak przywiążę do sznura i zrobię z tego "linkę z kotwiczką"
      - A po co sznurek? - znowu zapytał Darek.
      - Przywiążę go do sznura z wieszakiem, tak dla zabezpieczenia...
      - A sznureczek po co?
      - Żebyś się pytał - znowu odpowiedział Adam - przywiążę go do sznurka, przywiązanego do sznura, przywiązanego do wieszaka
      - Ale ty jesteś... ten no... McDonald
      - McGywer
      - A co będzie jak ticzerka nas znajdzie... złapie... a co gorsza... zje?
    (-.-) - być może ta emotikona wyjaśni wam wyraz twarzy Adama
      - Nie masz jeszcze jedno sznura, żeby ją związać?
      - Zostawiłem w innych spodniach. Przemkniemy się po cichu w ciemności jak Sam Fisher.
      - O fajnie !!
    Jak przedtem Adam mówił, związał wszystko, a potem zaczął się rozglądać gdzie by zarzucić "linkę". Wypatrzył idealne miejsce, po czym rzucił... niestety jest spoko, ślepy na jedno oko. Źle "celnął", dlatego wieszak się odbił od ściany i uderzył Darka w głowę.
      - AŁAAAAAAAA... - syknął upadając na ziemię. Jednak po chwili wstał i dodał - chyba żyję...
    Adam znowu rzucił "linką", ale ku uciesze Darka tym razem udało mu się trafić na dach. Wieszak zaczepił się o rynnę. W każdym bądź razie wiecie o co mi chodzi. Zaczęli się wspinać do najbliższego okna (które było otwarte) parterowego domu. Jakimś cudem (mimo tego, że mieli sznur) udało im się wejść do środka siedziby zUa nauczycielki.
      - Dobra... teraz musimy dotrzeć do miejsca, gdzie trzyma sprawdziany, rozwiązania itp.
      - Czyli gdzie? - zapytał emo Darek
      - To miejsce nazywamy... (pierwsze takty Piątej Symfonii Beethovena) "gabinetem"
    Zaczęli iść po korytarzu, zaglądając do każdego z pokoi przez dziurki od kluczy. Sprawdzanie szło jak po maśle, dopóki nie doszli do drzwi, zza których było słychać postękiwania. Jak wiadomo jednodwuznaczne dźwięki musiały zatrzymać chłopców, więc określenie "sprawdzanie szło jak po maśle" aktualnie poszło w diabły...
      - Co jest? Tenteguje się z mężem?
      - Ona nie ma męża - odpowiedział Adam Darkowi, po czym zajrzał do dziurki od klucza - ale jaja... - głośno szepnął
      - Co? Solo jedzie?
      - Ćwiczy na steperze
    Darek wydał z siebie dźwięk przypominający "aha". Po chwili zaczęli znowu szukać. Naprzeciw sypialni znaleźli gabinet, więc długo nie szukali, z jakieś pięć minut chyba, ale ważne, że znaleźli... Weszli do środka, a na samym środku gabinetu stało biurko, a każdą ze ścian zdobiły półki z książkami. Adam i Darek szybko zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Na szczęście zobaczyli, że pytania i odpowiedzi do kartkówki leżą na biurku. Adam wyciągnął telefon komórkowy i zaczął robić zdjęcia każdej z kartek (aparat 5mpix). Gdy skończył, powiedział:
      - Spadamy stąd...
    Gdy szli korytarzem do okna "wyjściowego" usłyszeli kroki zmierzające w ich stronę. Zaczęli iść szybciej w stronę okna.
      - Nie ma czasu na schodzenie po linie - szepnął Adam - wyskakujemy przez okno - dodał, po czym wyskoczył, a Darek zrobił to samo co on, czyli też wyskoczył.
    Nic się im nie stało, a wiem to dlatego, ponieważ po chwili biegli już przez park w stronę swoich domostw. Dobiegli by do nich, ale nie dobiegli, bo nagle przed nimi rozbłysnęło światło, które ich oślepiło. Z samego środka światła wyszło coś człowiekopodobne. Człowiek (?) ten spostrzegł naszych dwóch bohaterów i zaczął iść w ich kierunku.
      - Yyyyy... chyba mam pełne gacie - stwierdził Darek.
      - Dobrze, że stwierdziłeś - odpowiedział Adam z nutą lęku w głosie.
    Wtem światło zgasło, a obcy potknął się o jakiś korzeń i upadł na ziemię, czy jak woli młodzież: "glebę"
      - Kurde bele fele - (zdanie ponownie złagodzone) zaklął Rokita.

9 maja 2014

Smutna historia o butach (i modzie)

Jak nas uczą już od przedszkola - mamy cztery pory roku: wiosna, lato, jesień, zima. Jak nas uczą rodzice (i trochę życie) z początkiem zimy i z początkiem wiosny każdy mężczyzna młodszy, czy starszy musi zrobić jedną z ważniejszych spraw w swoim życiu. Zmienić obuwie.

Nie zaliczam się do grona wtajemniczonych, noszących glany w upale, czy conversów w mrozy. Zadbane stopy to podstawa sukcesu! W każdym bądź razie przyszedł i mój czas na zmianę butów. Z porzuceniem traperów na wyrób adidasopodobny, który miałem już zeszłego roku, zauważyłem jak bardzo są sfatygowane. Poprzecierane wnętrze, zniszczone zewnętrze przez mój sportowy tryb życia. Trochę ciężko się chodzi przez to, że podeszwy się porozklejały. Szkoda, bo trzewiki były fajne i wytrzymały tylko rok (chiński - u nas rok, u nich trzy lata). Zostało więc postanowione, że trzeba kupić nowe...

Jestem wybrednym estetą, tak więc but musi mi się podobać z wyglądu - i tu zaczyna się problem. W sobotę wskakuję na rower i jadę ze wsi do wsi sąsiedniej, gdzie mają hurtownię z odzieżą. Słowo "jazda" to za dużo powiedziane, bo pedałowanie na tym składaku wygląda tak jakbym brodził po pas w wodzie. Do tego droga jest wyboista i kamienista. Jakoś dojechałem i zdyszany wchodzę do ponurego wnętrza hurtowni. Podchodzę do stosu obuwia. Tak stosu, bo buty leżą poukładane na podłodze, zamiast na półkach. Przyglądam się buciorom męskim i łapię się za głowę - jakieś z białą podeszwą, jakieś z czubkiem do góry, jakieś z zielonym paskiem, jakieś z białym w czarne kratki wnętrzem... myślę, czy ktoś tu czasem się nie pomylił i nie dał damskich... niestety okazuje się, że jest taka moda na bycie gejem, emo, skejtem albo hipsterem. Nie chcę wiedzieć co będzie za dwa lata. W każdym bądź razie spodobała mi się jedna para. Wyglądały jak na męskie przystało. Bez durnego designu, w kolorze czarnym jak smoła - wiem, że coś się dzieje. Niestety nie było w moim rozmiarze.

Wtorek. Jadę z mamą tam gdzie Anna Dereszowska wpierdzielała za młodu kreple, czyli do Mikołowa. Zaglądamy do obuwniczego na rynku, gdzie zwykle mieli porządne rzeczy. Niestety kolejne buty wyglądające jakby na zniewieściałych. Udajemy się na bazar i tam natrafiamy na zajebiste trzewiki, lecz przestały być fajne, gdy spojrzałem na ceny. Zaiwaniamy dalej - do CCC. W mojej głowie znowu rodzą się myśli, te z wątpieniem w ludzkość. Idziemy dalej do Auchan. Zwątpienie zmienia się w irytację. Na serio? Może jeszcze mam zacząć chodzić do kosmetyczki na depilacje, manikjur, smarowanie maściami na zmarszczki? Zrobić se grzywkę na oko, irokeza a'la gimbaza? Oprawki zmienić na grubsze? Zacząć nosić obcisłe gacie w kolorze żółtym? Flanelowe koszule w kratę? Albo t-shirt z dekoltem? Na głowę zakładać czerwoną zimową czapkę z pomponem? Nic z tych rzeczy. Nie mam zamiaru wyglądać jak dzisiejsza młodzież pseudo-męska.

Zalążki tej mody przyszły z USA w 2009 roku z kapelą Slipgniot. Miałem, niestety, okazję być na ich koncercie we wsi Warszawa. Wśród muzyków na scenie najbardziej rzucał się wokalista z [a teraz czytać głosem stereotypowego geja] rureczkami ledwo opinającymi jego pupcię i białe sneakersy za kosteczki, o jejciu! [/skończyć czytać]. No cóż... od dawna uważałem, że Slipgniot jest odpowiedzialny za całe zło tego świata. Sami zobaczcie: psują młodzież, psują metal, psują modę jak wspomniałem i to pewnie oni są odpowiedzialni za problem Ukrainy.

Kiedyś mi rodzina dla żartu rzekła, że nadawałbym się na krytyka mody. Tyle, że ja pojęcie o modzie mam znikome. Nie umiem jak te kobity z czasopism opisać tego jak komuś źle gacie na dupie wyglądają. Jedyne co mogę rzec to "fajne", albo "niefajne". Drugi powód dlaczego nie mógłbym zostać krytykiem - jestem straight, a w tej branży to głównie homoseksualiści pracują (). Trzeci, o którym wspomniałem wcześniej - nie ubieram się jak dziewczyna modnie. Czwarty, najważniejszy - czyli mój gust muzyczny, który kojarzy się plebsowi z darciem biblii, paleniem krzyży i zjadaniem kotów. Jak wiadomo, w tym kraju tolerancyjnych to ze świecą szukać.

Naprawdę przyszło mi żyć w ciekawych czasach, że je sobie tak ujmę - tokiohotelowych. Nie pozostaje mi nic innego jak mieć nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. Wy tymczasem zadajcie sobie pytanie: które z nich to chłopak, a które dziewczyna.