Gram se ostatnio z dziewczyną w Lego Marvel Super Heroes 2... i całkiem fajna to gra... ale niestety boryka się z paroma problemami.
Pierwsza sprawa.
Graliśmy z laptopem podłączonym do telewizora. Zazwyczaj wszystkie inne gry działały gites majonez dekoracyjny Winiary - obraz i dźwięk w TV. Ani z Waframe nie mam problemów, ani z The Talos Principle. Jedyne dwie gry, które z jakiegoś powodu nie chciały odtwarzać dźwięku z telewizora to Shadow Warrior - acz tu pomagało cyknięcie czegoś w opcjach - i MSH2 właśnie... tylko w drugim przypadku zdecydowałem się spróbować podłączyć głośniki. I działa.
Druga sprawa.
Nie wiem kto z tłumaczy zdecydował się na dubbing. Nie mówię tego w ten sposób, że polski dubbing to zło - ba, w "takich" grach byłbym skłonny nawet go przeżyć. Spójrzmy na Raymana 3. Były pewne problemy z polską wersją, ale ogółem było świetnie. W tym Lego jest tak sobie. Jeśli na sam start zamiast jakiegoś Kopczyńskiego, lub Boberka usłyszymy Małaszyńskiego to już wiadomo o co chodzi.
Nazwałem to (dosłownie teraz): syndromem Shreka. Panowie Zamachowski i Stuhr nie zbyt często udzielali się w dubbingu i nie byli z tego znani, ale się udało. Potem się zaczęło wpierdalanie celebrytów zamiast profesjonalistów...
Trzecia sprawa.
Oryginalny dubbing...
Tak.
Dobrze czytacie.
Przed zakupem gry i pobieżnym przejrzeniu imdb zdziwionym był, czemuż nikt z poprzedniej części ponownie nie wziął udziału w nagraniach. Zdziwionym byłem bardziej, że nie kojarzyłem właściwie żadnych nazwisk. Odpowiedź znalazłem na Wikipedii.
W 2015 roku był strajk. Strajk znanych aktorów głosowych (brali w nim udział m.in. David Hayter, Steve Blum, czy Nolan North). Czego się domagali, to nie miejsce na to
Przeglądając nadal pobieżnie imdb, zauważyłem, że paru ludziów podkładało głos do trzech części Fable! Na przykład pan podkładający głos Heimdallowi to także Thunder, znany w Polszy jako Grom - brat Whisper/Szept z The Lost Chapters.
Jeśli chodzi o jakość całego VA, to jest bardzo... hmmmmmmm... nierówno. Na pewno lepiej niż z naszym dubbingiem, ale u paru ludziów słychać tą teatralną sztuczność.
Najbardziej mi szkoda Spider-Mana. Gość, który za niego gadał ma wyjątkowo irytujący głos. W pewnym momencie fabuły do naszego teamu dołączy Pająk w wersji Noir, który brzmi o niebo lepiej. Nie wiem dlaczemu jego nie obsadzili w roli zwykłego Spideya...
Nim pójdziemy bić bandziorów... let me take a selfie! Bi Bi Bi Bi Bi Ri Bi Pi
Czwarta sprawa.
Jej nazwa to: "LICENCJA". W "dwójce" od razu widać, że mamy tylko postaci należące do MCU. Ba, nawet wygląd tutejszych legoludków jest inspirowany filmowymi inkarnacjami.
Jako, że nie udało się wcisnąć Fantastycznej Czwórki i X-Menów, inne postaci przejęły ich umiejętności (Black Panther ma te same co Wolverine), albo są ważniejsze w fabule (np. Dr Strange, czy Guardiansy). W którymś momencie mamy poziom z Defendersami, a jeszcze później dołączą się Inhumans.
I to właściwie tyle jeśli chodzi o znane osobistości, bo później TT zaczyna wyciągać postaci z czarnej otchłani historii. Pojęcia nie miałem kim jest Kid Colt, czy YYY. Najsmutniejszy jest fakt, że zamiast Deadpoola dostajemy irytującą, absolutnie nieśmieszną i bez charyzmy Gwenpool.
Sprawa piąta.
Seria Lego zaczynała jako platformówki... nie wiem jak z Batmanami, ale MSH2 bliżej do beat'em upa. Jest tu zdecydowanie więcej "poziomów" niż w "jedynce", ino że jakaś połowa tych poziomów to jedna arena, gdzie musimy pokonać jakiegoś bossa, zazwyczaj w trzech fazach. Jakby to jeszcze były epickie walki. Kto grał w LEGO Władcę Pierścieni, niech przypomni sobie jak zrealizowano pojedynek Gandalfa z Balrogiem (a kto nie grał, niech oboczy se na jutubie). W Mahvel2 widać, że nikomu w TT nawet się nie chciało grzebać głębiej w kodzie. Boss niby coś tam robi. A to se skoczy tu, a to se skoczy tam, ale wszystkie starcia i tak ograniczają się do napierdalania w niego, oraz wiecznie spawnujących się jego przydupasów. Mało tego. W ferworze walki wszystkie legoludki się zlewają ze sobą i nie widać czy to swój, czy wraży ktoś. Na porządku wieczornym więc bywało, że dziewczyna przywaliła mojemu protegowanemu, albo ja jej protegowanemu.
Tu bym dał jakiś kiepski żart o Iron Fistingu, ale tego nie zrobię
Sprawa szósta.
Mechanizmy.
Cieszy mnie naprawdę, że twórcy starali się poprawić latanie... ale smuci, że starali poprawić, a nie stworzyć go na nowo. A kurfa powinni, bo miejscami jest nadal masakryczny. Jedyna różnica jest taka, że sterować góra/dół można za pomocą prawej gałki pada.
Ciągle też nie rozumiem czemu, w jednych grach z serii dostajemy kółko zmiany postaci, a w innych nie. Dobra, rozumiem. We Władcy mogło być tłoczno i przełączanie się na konkretnego Hobbita mogło zirytować... ale bywa tak w obu Marvelach, a tego nieszczęsnego kółka nie ma.
Mapa mnie wkurza. Nie z tego powodu, że jest trójwymiarowa (aczkolwiek mogłaby zostać "rysowana ręcznie"), czy kiepsko się po niej nawiguje. Nic z tych rzeczy. Wkurza mnie to, że przy KAŻDYM jej wywołaniu musi wyskoczyć zasrane okienko z wyborem poziomów z DLC. Nie wiem po ki chuj. Jakby nie mogła zostać w zakładkach.
Okiej, zaznaczam se miejsce do którego chciałem się udać. Co robił Władca Pierścionka i pierwsze Marvele? Ustawiały mi GPSa z przeźroczystych klocków z dokładną drogą do celu. A tu? A tu trzeba się wysoko przelecieć nad budynkami, żeby zobaczyć snop światła.
Bazą wypadową jest tym razem siedziba Avengersów. Co za tym idzie nie możemy pouprawiać Skydivingu z Helicarriera ;/
Czemu tak postanowiono, tego nie mam pojęcia.
Sprawa siódma.
Przerostu formy nad treścią ciąg dalszy. Gdy we Władcy i pierwszym MSH podobał mi się otwartawy świat, tak tutaj mam z nim problem. Wszystkiego jest odrobinę za dużo. Questy Gwenpool za różowe klocki, trochu
Gra na pewno ma jeszcze więcej grzechów, ale nie za bardzo chce mi się zagłębiać w ten temat :v