26 maja 2017

Kolega z pracy

Wyobraźta sobie, że przed wami stoi człowiek nie chudy jak patyk, ale chudy jak szkielet. Zero tkanki mięśniowej i tłuszczowej, a ubrania na nim wiszą jak na wieszaku. Dodajcie do tego twarz przypominającą chudego szympansa z czołem jak u neandertalczyka. A na twarzy ciągle ten sam wzrok pełen niewiedzy, co się wokół dzieje i ta sama mina, wyrażająca absolutnie nic.
A jego głos to połączony Czesio z "Włatców Móch" i Fuzzy z Muppetów... Wypisz, wymaluj mój Kolega z Pracy.
Jeśli jednak wam trudno se go wyobrazić, to możecie spojrzeć na Tigera Bonzo a potem na piłkarza Diego Godina i jakoś to połączyć.


A teraz jedziem.

AKT I: sRockman
1. Pierwszego dnia Tiger pochwalił się, że gra na gitarze, śpiewa w zespole, a nawet pisze teksty. Zapytałem co grają. Odpowiedział: "czy znam coś takiego jak Dżem", a jak dodał, że grają też "różną metalikę" to mi się od razu sarkazm jakiś włączył. "A którą konkretnie? Heavy Metalike, Thrash Metalike, Swedish Melodic Death Pagan Metalike?". On tylko na to swoje przeciągłe "nooooo". I nic więcej.
2. Potem wielki rockman powiedział, że lubi Piotra Kupichę, Ewę Farmę i inne wyroby rockopolo. Potem nawet dodał, że discopolo też jest fajne i idzie ich melodie łatwo zagrać na gitarze (ohmyfuckinggod)
3. Pochwalił się jak jego gitara elektryczna wygląda. Spoglądam na zdjęcie w jego telefonie. "Fajna, nie?". A moim oczom się ukazał czarno-biały Stagg i odpowiedziałem mu: "Widzę, że też kupiłeś w muzycznym Mikołowie" ;p
Coś też wspominał koledze A, że rzecz kosztowała 1500 złociszy. Tja...
4. Na przerwie śniadaniowej rzucił nazwę swojego bandu. PROKURATURA. Chyba jakoś udało mi się powstrzymać wyplucie napoju, który właśnie piłem. Zapytałem czy kogoś skazują (ale nie, że na słuchanie ich muzyki - tu się powstrzymałem xD). Odpowiedział mi:
- Nooooo, mamy basistę, perkusistę, klawiszowca...
- Klawiszowca... tylko wam plumka z tyłu czy daje jakieś solówki?
- Nooooo...
- A to spoko. Solówki na klawiszach w Symphony X były całkiem niezłe.
Długie milczenie zwiastowało koniec rozmowy.
5. Robię z nim na cięciu, radyjo nam napierdziela same szlagry z Antyradia. Zaczynam podpuszczać rockmana i znafcem. O Queen zna i "We Will Rock You", bo se podgłośnił. Leci "Break Free", "Bicycle", "Another One Bites the Dust" - nie podgłaśnia. Zapytałem czy kojarzy zespół. Odpowiada, że nie. Wielkie oczy jak mu powiedziałem, że to też Queen. Potem było już tylko gorzej. Maiden nie zna, Red Hotów nie zna, Zeppelinów nie zna, Purpli nie zna, Sabbath nie zna... Metalikę zna, ale tylko "Nothing Else Matters"...
6. Usłyszałem jak podśpiewywał "Kawałek podłogi". Ofkors, są ludzie którzy brzmią inaczej jak śpiewają... Tiger z pracy do nich nie należy. Mam traumę.

AKT II: Szacun na dzielni
A wiecie, że Tiger ma znajomości? I to z naprawdę znanymi osobistościami! Dowiedziałem się tego jednak od kolegi A. Podpowiem, że kolega A jest trochę naiwny i łatwo mu wcisnąć kit. Ale nie ważne, oto czego udało mi się dowiedzieć:
1. Bonzo podobno grywał z zespołem Verba (po wyguglaniu wyszło, że to nie zespół, a jakieś dwa pseudo-rapery). Według członków owego "bandu" Bonzo ma dobry głos i chcieliby, żeby do nich dołączył jako trzeci śpiewający.
2. Chwalił się nam któregoś dnia, że grał z nimi na koncercie 10.04.2017 w Spodku i że są zdjęcia na Fejsbuku. Bonzo zaczął się trochę pocić, gdy wyciągnąłem telefon. Co zrozumiałe. Ostatni występ tegoż "zespołu" (duet to nie zespół) owszem był w Kato, ale nie w Spodku, a w Skarbku i odbył się 24 lutego. 10 kwietnia na ich fanpejdżu FB nie było właściwie żadnych postów, jak trafiłem na foty ze Skarbka, to żadnej znajomej twarzy na scenie nie widziałem.
3. Tiger ma podobno numer do samej Ewy Farmy! Chciała z nim chodzić nawet! Jednakowoż Bonzo się nie zgodził, bo potem by musiał udzielać mnóstwa wywiadów.
4. Bonzo jeździ bez biletu. Tu niby do Kato, tam do Gliwic. Chwalił mi się, że dzięki orzeczeniu o lekkiej niepełnosprawności, może jeździć za darmo. Jednakże innym razem mówi mi kolega A, że Bonzo jednak jeździ na gapę. Na pytanie "a co jak cię kanary złapią", odpowiedział że pójdzie na komendę, tam ma kumpli policjantów i oni mu anulują mandata. Ale po pierwsze: co policja ma do tego? A po drugie i ważniejsze: czy to czasem nie podchodzi pod jakiś paragraf?
5. Tiger z pracy jest groźniejszy niż Tiger z internetów. Ma pozwolenie na broń...
Chociaż nie skończył szkoły policyjnej...
I nie przechodził żadnych badań...
I nie był nawet na strzelnicy...


AKT III: Pracownik miesiąca
1. Nim zacząłem staż w Firmie przyszedłem z CV. Pogadanka, pokazano mi trochu co i jak, a potem kazano przyjść, gdy załatwię wszystko z pośredniakiem. Zeszło mi na tym parę dni i się nalatałem trochu.
Z Tigerem Bonzo było podobnie. Tylko zamiast załatwiać rzeczy z pośredniakiem i przyjść kiedy mu się ten staż zacznie, to przyłaził CODZIENNIE przez jakieś DWA-TRZY TYGODNIE i robił całe OSIEM GODZIN. ZA DARMO. Nigdy tych pieniędzy nie zobaczy.
Już wtedy do mnie dotarło, że coś z nim jest nie teges - bo mu, kurna tłumaczę jak dziecku, żeby nie przyłaził do Firmy, tylko leciał do pośredniaka se wszystko załatwiać. Jego przeciągłe "noooooo" mi powiedziało, że dużo zrozumiał...
2. Zaczął robotę oficjalnie. Nie powiedział nikomu, że choróbsko jakieś go wzięło. Robi z Łukaszem i kaś przed przerwą, wziął i zemdlał. Jak odzyskał przytomność gadał Łukaszowi, żeby nie mówić szefostwu... ale po lekkim przymuszeniu sam poszedł powiedzieć. Szef zawiózł Tigera do domu i nie było go przez tydzień. Jak wrócił, zapytałem go czy był na L4. Usłyszałem tylko "noooo". Jak byłem w biurze podpisać obecność, zobaczyłem jego kartkę (przyznaję się - zapuściłem żurawia), a tam pierwsze dni wypisane przez szefostwo dużymi literami: "WOLNE". Cóż, kolega się zdziwi jak mu coś się nie będzie zgadzać...
3. Robię z nim na cięciu, zastępując Łukasza. Nagle zachciało mi się lać. Proponuję Tigerowi szybką naukę cięcia. Pokazuję co i jak metodą "na przedszkolaka" (trochę z trudem, bo pęcherz zaraz mi pęknie), ale myślę, że załapał. Dobra, jestem w kiblu. Maszyna jest głośna, więc raczej usłyszę jakiekolwiek wbicie. Usłyszałem wbicie dopiero jak stanąłem obok Kolegi.
No dobra, na początku mało kto wie jak to robić porządnie... ale czemu kolega A po dokładnie takiej samej instrukcji, za pierwszym razem wbił w minutę dziesięć sztuk i nic nie zepsuł? IDK. W każdym razie Tiger w późniejszym czasie, już z Łukaszem, nadal trochę wbijał i nadal zbyt powoli. Nie mam mu tego za złe. Nie nadaje się do tej maszyny i tyle. Ale czemu do jasnej cholery chwalił się A, że potrafi robić na tej maszynie?


4. One of my favorite. "Pracuje" ze mną przy drukarce i razu pewnego mnie pyta:
- Myślisz, czy mógłbym kiedyś spróbować drukować?. Szczerze i bez złośliwości odpowiedziałem:
- Nie mam z tym problemu, ale raczej musiałbyś szefostwa spytać.
Zapytał więc prezesa, a prezes dosyć długo drapał się po brodzie.
- No, dobra. Możesz spróbować. Powiedział.
Staje więc nasz Kolega pod maszyną, bierze trochę sztuk z paczki i przygotowuje je do druku. Ja w tym czasie czytałem zlecenia i nagle zaskakuje mnie krzyk prezesa:
- E! Pierwsze ostrzeżenie! Do góry nogami to kładziesz!
Spoglądam... faktycznie.
Zaczynamy tłumaczyć jak to nasz Bonzo ma robić. A robota to prosta, wyuczenie się to kwestia paru minut i nie trzeba przy tym jakiejś głębszej filozofii (tylko z myciem i ustawianiem trzeba się trochę pomęczyć) - wystarczy poczucie rytmu. Włączamy mu drukarę, prezes mówi: "trzy zdupione i koniec". Tiger zaczyna puszczać. Zamiast poczekać chwilę i wyczuć rytm... ten sru. Od razu leci pierwszy, drugi, trzeci kartonik. Mówiąc najkrócej i nawiązując do określenia prezesa: wszystkie trzy zdupił. Pierwszemu kartonikowi obraz wyszedł z lewej strony materiału, drugiemu z prawej, zaś trzeciemu obraz wyszedł w całości... ale nie był wyśrodkowany. Wszystkie do wyrzucenia. Potem Tiger chwalił się koledze A, że jeden dobrze wydrukował...
Btw. Najlepsza była mina Bonzo jak puszczał i jego ruchy jakby drukarka mu wciągała całą rękę xD


5. Nie byłoby dnia, w którym trzeba mu przypomnieć jak co ma robić. Z najprostszymi zadaniami miał i nadal ma problemy. Z równym układaniem i po ile paczek. Wiedział jak układamy na trzy, a po Wielkanocy znowu robi to źle. Z obieraniem odpadu grzebał się jak żółw. Zamiast rwać jak mu pokazywałem (i Łukasz, prezes, wiceprezes, dostawca też) to iskał to jak kota... tja... mówisz "obieraj po 15 sztuk", a potem widzisz, że próbuje po sztuk 30... a czasem nawet obierał po jednej. Nie patrzył na licznik, potem to pieprznął byle jak na paletę i zadowolony. Raz jak widziałem jego tempo, to specjalnie użyłem swoich umiejętności aktorskich (a aktor ze mnie marny) i rzekłem: "ale maszyna się wlecze, trochę przyspieszę", po czym udawałem, że grzebię przy pokrętle. Ruszył jak z kopyta xD
6.Wybaczcie brak chronologii, ale to działo się gdzieś z początku jego kariery. Tak z dwa-trzy tygodnie jego pracy. Anyway, se drukuję. Widzę, że przylazł Tiger. Może coś będzie chciał od prezesa. Niiii... podchodzi do mnie. Mówi mi, że mam pomóc z wyrzucaniem ścinek. I se poszedł. Myślę sobie: "a to pewnie będę robił z Łukaszem, bo nie chcą przemęczać kolegi, po tym jak mu się zemdlało".
Prezes: co chciał?
Ja: niby mam pomóc ze ścinkami.
Prezes: ok, to idź. Chociaż kolega powinien mi o tym wspomnieć.
Więc idę w stronę wyjścia z budynku, a po drodze natykam się na wiceszefa.
Wice: co tam? Ja: Bonzo mi powiedział, że mam pomóc ze ścinkami... Wiceszefa dosłownie w tym momencie zatkało. Po chwili na jednym wydechu wyrzucił: "miał zawołać [drugiego] Dawida, żeby im auto podstawił".
Drugi Dawid to nasz kierowca dostawczaka...
I przysiągłbym, że mu się Dawid przedstawił...

AKT IV: Miszcz Innych Rzeczów
1. Z kolegi jest jakieś dziwne zwierzę stadne. Wiecznie się trzyma osoby, której "pomaga". Najpierw trzymał się z Łukaszem, wiecznie za nim łażąc. Razu pewnego ciąłem i w którymś momencie musiałem iść zapytać szefa co robić dalej. Tigerek nawet nie był w połowie obierania, rzucił materiał i rzekł "idę z Tobą!". Ja do niego grzecznie, bez bluzgów: "robotę masz do skończenia". Co równie dobrze i równie chamsko zastąpiło swojskie "spie***".
Teraz trzyma się kolegi A. Jego też to powoli zaczyna wnerwiać.
2. Śniadanko i inne takie tam bzdury. Opowiada nam Łukasz historię o tym, że jakaś patola mocno obiła jego kumpla. Widać było po Łukaszu, że był mocno przejęty. Swoją wypowiedź dokończył mniej więcej tymi słowami: "lekarz mi powiedział, że dobrze, że szybko trafił do szpitala, bo trzeba było szyć. Inaczej by się wykrwawił...".
Milczenie było ponure i nikt nie wiedział co powiedzieć... co chyba jest zrozumiałe przy takich opowieściach, prawda?
A tu nagle nasz Tiger Bonzo po jakichś trzech sekundach kompletnej ciszy tym swoim Czesio-Fuzzy głosem:
"I już by go nie było na tym świecie". Po czym popił herbatę z termosa w kwiatki.
Jezusiechrystusieznazaretu... to było tak absolutnie zbędne i tak niezręczne, że normalnie chyba ręce mi wtedy opadły. Do tego poczułem się jakbym był w "The Room", a Kolega to nikt inny jak sam Tommy Wiseau...
3. Poniedziałek. Łukasz po chorobowym dzwoni do prezesa co ma ciąć. Ja tam nie wiem co mam drukować, to pomogę w poszukiwaniach. Szybko znaleźliśmy materiał, ale okazuje się, że na wybranej palecie stoi druga paleta z czymś innym. I tak stoimy we trzech: ja, Łukasz i Bonzo. Postanawiamy żeby na razie nie zrzucać tego materiału z wierchu, tylko poszukać czy czasem gdzieś nie ma luzem tego konkretnego. Nie znalazłem i Łukasz nie znalazł. Za to Bonzo wyskakuje, że "tam jest, ale stoi na niej druga paleta". Równocześnie z Łukaszem powiedzieliśmy: "Wiemy, kuhwa, wiemy"... czy jakoś tak.
4. Drukuję sobie na spokojnie. Jest już z grubo dziesięć minut po przerwie i zjawia się w końcu Bonzo. Tunelo-piec wyłączony, nic nie trzeba zgrzewać. Myślę sobie: "będzie odkładał na paletę to co druknę". I tak patrzę... patrzę... a ten podchodzi do tunelu i go włącza!
Mało tego! Od razu wpuszcza paczkę, a piec musi się najpierw rozgrzać do 170 stopni Celsjusza, co trochę trwa. Na szczęście zjawił się prezes. Od razu załamanym głosem czemu tunel chodzi i facepalmy... a potem na szybko wymyślanie co by tu zgrzewać, bo nie opłacało się wyłączać... w międzyczasie wyszła paczka, którą Bonzo puścił wcześniej. Folia wyglądała jakby ją pies pomiętolił. Bohater naszej opowieści widział jak to wygląda - sztuki prawie wylatują, nic się nie trzyma kupy, a i tak położył to na palecie, którą potem bierą na pakę dostawczaka. Oko prezesa widzi, że to tak nie może iść do klienta. Tłumaczy więc Tigerowi i poleca żeby puścić to jeszcze raz przez tunel. Niestety do kolegi dotarło jakieś 50% wypowiedzi i zamiast na nowo nawinąć pakę na folię, od razu chciał ją wpuścić w tunel... gdyby prezes mu nie stał nad głową, to chyba byśmy mieli ognisko...
5. Rozumiem, gdy ktoś nie kmini słowa po angielsku, ale chyba nawet tacy ludzie, chociażby z reklam albo z ust znajomych słyszą jak się wypowiada nazwy konkretnych produktów. Nie wiem więc jakim cudem bohater naszej opowieści wymawia "Lion" albo "Tiger", tak jak się je pisze...
Żeby nie było, typowo polskie słowa też kaleczy wymową, i tak oto mamy coś takiego jak: "cukernia"... nie wiem też jaki problem ze spolszczonymi "czipsami", które to każdy wie jak wymówić... a tutaj nagle słyszę dziwnie zaakcentowane "CIPsy". Jeszcze coś? A chwalił się, że jego siostra jedzie na [TERAZ CZYTAJCIE TAK JAK SIĘ PISZE] Dep Purple [!]. Matkoboska co za rockman, normalnie.

Inne ciekawostki:
1. Zrezygnował z pracy w cukerni, bo za mało mu płacili. 200 złotych dziennie.
2. Widział joggingujących ludzi w ulewie. Tak, w ulewie. Pewnie jeszcze ci ludzie byli w czepku i okularach pływackich.
3. Ma kumpli metali, którzy słuchają i lubią discopolo.
4. Pizza w Bravie jest dobra. Miesiąc później jednak nie jest...

Mądre dialogi:
-Ustawiasz kreski?
-Nie. Wał się ustawia do kresek...