6 października 2013

Max Brooks - "Zombie Survival" i "World War Z"

Zwykle zasypuję was swoimi niby-recenzjami gier, czasem rzucę coś o jakimś albumie kapeli metalowej. Nigdy się nie odważyłem na napisanie czegoś o filmie, czy książce, bo - jak uważam - mój talent do pisania o czymkolwiek jest - co najwyżej - niski. Oto zatem mój pierwszy wpis dotyczący książki, a raczej dwóch. Czy próba napisania o literaturze mi się udała? Dowiecie się czytając poniższy tekst... na wszelki wypadek przynieście sobie torebkę, albo wiadro na wymioty.

Do recenzji wybrałem dwie książki, które sobie ostatnio przeczytałem. Obie o tematyce zombie, obie spod ręki Maxa Brooksa (syna Mela, tego od "Lęku wysokości" i "Robin Hooda - facetów w rajtuzach"). Muszę przyznać, że facet na temat zombie potrafi napisać ciekawie, wciągająco i... całkiem na poważnie. Wiadomo, że chodzące truposze to wymysł, ale pan Brooks pisze tak, jakby te istniały naprawdę i - kurde - można mu uwierzyć!

Zombie Survival. Podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów
(The Zombie Survival Guide)

Napisana jako pierwsza w 2004 roku, a w Polsce wydana jako druga w 2013 nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka. Jak już polski podtytuł mówi, mamy do czynienia z poradnikiem przetrwania. Autor opisuje wygląd, zachowanie i czym w ogóle są te zombie. Opisuje je klasycznie, nie są to wyjątkowo mobilne cosie pchające się pod lufę, jak to bywa w grach. To napędzane przez zmutowany mózg, martwe ciała, ledwo powłóczące nogami, pragnące tylko świeżego (najlepiej ludzkiego) mięsa. Z książki można się dowiedzieć wielu ciekawostek o umarlakach, np. że są niezależne od tlenu, nie rozsadza ich ciśnienie i mogą wędrować dnami akwenów. Pan Brooks obala też parę mitów - podpalony zombiak nie będzie czuł trawiących go płomieni. Owszem, spali się, ale po pewnym czasie, w którym może rozprzestrzenić ogień i wywoływać pożary.

W kolejnych rozdziałach można się m.in. dowiedzieć jaka broń jest najlepsza do walki z już nieżywymi przeciwnikami, jak jej używać by zneutralizować, lub zabić wroga (uwaga, spojler! Zniszczyć mózg ;P), co zrobić by obronić swój dom, jak w nim przetrwać kilka lat, czym uciekać w razie potrzeby, jaki dobrać ekwipunek, które miejsce będzie najlepszą kryjówką i jak polować na umarlaki w celu oczyszczenia terenu. To i wiele więcej informacji znajdziecie w "Zombie Survival".

Ostatni rozdział "Zombie na przestrzeni wieków" jest już natomiast o fikcyjnych odkryciach historycznych na temat truposzy i spotkaniach ludzi z nimi. Rozdział napisany niby z materiałów w postaci tajnych dokumentów, wypowiedzi ludzi, wspomnień, listów. Tak jak inne rozdziały i ten czyta się z wypiekami na fizjonomii (jest tam kilka fragmentów zapadających w pamięć np. ten o legionistach rzymskich w okupowanej Brytanii), mimo, że raczej mi średnio pasuje do reszty, tej hm... instruktażowej książki.

Autor używa prostych wyrażeń, bez żadnego żargonu dla wybranych, tak więc "Zombie Survival" może przeczytać każdy bez zaglądania do słownika. Książka/poradnik jest moim zdaniem tworem świetnym i nie ma się czego przyczepiać. Nawet polskie tłumaczenie obyło się bez błędów, czy literówek. Około 420 stron wchłania się jak gąbka wodę i czasami nie mogłem się oderwać od tekstu. Moim zdaniem jak najbardziej warto przeczytać.

Ocena:
5+/6



World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników
(World War Z. An Oral History of the Zombie War)

W Polsce książka wydana wcześniej, nim do kin weszła adaptacja. Jeśli ktoś najpierw widział film (tak jak ja) - zdziwi się i to bardzo. Nie ma tu Brada Pitta ratującego świat i chyba nie skłamię mówiąc, że jedyne co film i książka mają ze sobą wspólnego to tytuł. Mógłbym też napisać, że przecież i umarlaki... tylko, że w książce były opisane tak samo jak w "Zombie Survival", a w ekranizacji to jakieś zbyt mobilne i z przejawami ku*wicy były... dobrze, mniejsza już o filmie, na pierwowzorze miałem się skupić.

Drugie dzieło pana Brooksa w całości zostało napisane jako coś na kształt zbioru sprawozdań, wywiadów z ludźmi. Trochę to w duchu ostatniego rozdziału "Zombie Survival". Tak jak w poradniku całość to fikcja, ale napisana z taką powagą, że można uwierzyć w prawdziwość każdego słowa. Wywiady przeprowadzane były z różnymi osobami (wojskowi, politycy, cywile) z najróżniejszych zakątków Ziemi (i nie tylko). Mamy zatem historie, które potrafią wryć się w pamięć, bez pomocy miejscami mocnego języka. Momenty bywają dramatyczne, lub pełne akcji. Dowiadujemy się co działo się w poszczególnych krajach, gdzie ludzie znajdowali schronienie, jak potoczyły się bitwy, o wprowadzaniu lekarstwa (które nie działało). I jeszcze więcej. Ogółem całość czyta się równie dobrze jak "Zombie Survival". Największa szkoda, że w "World War Z" jest mało grozy. Owszem są opowieści, w których napięcie jest wysokie, ale ta książka to raczej sensacja niż horror.

Tak jak w poprzednim dziele, pan Brooks pisze zrozumiale dla przeciętnego czytelnika. Gdy jednak dochodzi do sformułowań należących do żargonu, np. wojskowego, wtedy po bokach tekstu mamy szczegółowe wyjaśnienia - pomysł prosty, a dobry. Na uwagę zasługuje fakt, że rozmówców poznajemy w pewnym stopniu, natomiast o tym, kto przeprowadzał wywiady nie dowiadujemy się niczego. I teraz właśnie opiszę moim zdaniem największą wadę powieści - zmiany postaci i miejsca akcji jak w kalejdoskopie. Autor przeskakuje pomiędzy postaciami z dużą częstotliwością i na początku trochę błądziłem i trudno było mi się połapać w sytuacji. Na szczęście z czasem to już przestało być problemem. W sumie to i tak mały minus, bo rzecz jest dobra i warto po nią sięgnąć.

Ocena:
5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz