16 listopada 2013

Przygody z CyberLinkiem


Ta historia odbyła się naprawdę. Na jej potrzeby nie zmieniono żadnych imion. Wszelkie podobieństwo do jakichkolwiek postaci, lub zdarzeń jest przypadkowe. Przed przeczytaniem skonsultuj się z najbliższą osobą lub, psychoterapeutą, gdyż niewłaściwe stosowanie może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu psychicznemu.

Był 2007 rok. Miałem wówczas lat siedemnaście i zacząłem się interesować robieniem Game Music Video (GMV), a mówiąc prościej: pseudo-teledysków. Eksperymentowałem z Frapsem i VirtualDubem, ale to nie wystarczało do porządnego sklecenia czegokolwiek. Potrzebowałem programu do montażu. Windows Movie Maker odpadł już na samym początku.

Nie miałem w tamtym okresie internetu, więc programy, czerpałem z płytek dołączanych do czasopism. I właśnie pewnego dnia zauważyłem, że w jednym numerze PC Formata dają pełną wersję programu do montażu, a nazywał się on... CyberLink PowerDirector 5. Początkowo byłem zachwycony. Normalnie miał miejsce na dwie ścieżki dźwiękowe! Efekty! Przejścia! Jednak problemy zaczęły się, gdy zainteresowałem się machinimą. Gdy GMV raczej nie wymagają wysiłku (a wyczucia), to przy filmikach z fabułą trzeba było się wysilić. I właśnie wtedy toporność Sajberlynka i jego problemy z użytkowaniem każdego elementu zaczęły dawać mi się we znaki. Wiele osób mówiło, że montaż to świetna zabawa - zwłaszcza Ci, którzy do teraz pobierają pirata Sony Vegasa. Dla mnie montaż to była ciężka walka, w której wygrywałem, ale zmęczony i spocony jak prosiak. Mówię wam - dosłownie po każdym zmontowanym filmie czułem się jak Arnold, gdy już załatwił tego głównego złego.


Nie ma to jak zachęcające okienko startu... a na tapecie mam motyw z Dystryktu 9.

Pierwszym problemem było importowanie plików. Klipy avi nie powinny być kompresowane, bo wtedy programy do montażu przez nie się krztuszą. Paradoksalnie Cyberlink się już krztusił, gdy próbowałem wrzucić nieskompresowany, ponad dwustu megowy plik filmowy. Zawsze po minucie widziałem "brak odpowiedzi". Import skompresowanych kończył się lepiej... trochę. Czasem próbując wrzucić cały folder plików do projektu widziałem ikspeko-windowsowy komunikat z niewysyłaniem raportu o błędzie. Tak więc zmuszony byłem do importowania każdego pliku oddzielnie, wtedy było "ok".

PałaDajrektor 5 strasznie, ale to bardzo strasznie nie lubi innego formatu dźwiękowego niż wav. Wszystkie nagrania znajomych musiałem konwertować za pomocą Audacity. Ba, nawet muzyka w tle przerabiana była na wavy. Eksperymenty z MP3 w Cyberlinku zwykle kończyły się dziwnie odtwarzanym dźwiękiem (trzaski, pyknięcia), lub widokiem pulpitu. Najbardziej chamskie było jednak to - i nie wiem jakim cudem to możliwe - że gnida kasowała mi pliki dźwiękowe z dysku. I to od razu permamentnie, bez udziału kosza. Musiałem więc robić kopie zapasowe. Musiałem też sobie wyrobić nawyk CTRL+S już po setnej sekundy użytkowania programu. Po każdym manewrze musiałem zapisywać projekt, bo nigdy nie było wiadomo co mnie może spotkać za pięć sekund. Dodanie klipu, dźwięku do paska montażowego... zrobienie czegokolwiek zaskoczyć mnie mogło błędem procesu PDR.exe

Wielu z oglądaczy moich filmów marudziło, że film nie jest w proporcjach 16:9, że jasność i kontrast do dupy, że jakieś piksele wyskakują. Wytłumaczenie: Cyberlink.
-Mimo, że kręcę zwykle w rozdzielczości 1280x800 (proporcje 16:10), PowerDirector wszystko ustawiał do 640x480. Nigdzie nie było możliwości zmiany rozdzielczości!
-Ustawianie jasności i kontrastu to zły dowcip. Były sobie suwaki, dzięki którym trzeba to było robić "na oko". Nie dość, że małe okienko podglądu kiepsko pomagało, to jeszcze ustawić trzeba było każdy klip.
-Piksele, rozmycia i tym podobne niezamierzone artefakty pojawiały się zwykle po efekcie przejścia. I dało się je zobaczyć, gdy film był już wyrenderowany...


Do teraz budzę się z krzykiem.

Do trzech razy sztuka powiadają... z Sajberlinkiem to chyba do pięćdziesięciu. Gdy montowałem "Za Kulisami" mojej mamie z siostrą uszy zwiędły tak bardzo od tego co tam pod nosem rzucałem, że aż płakały. A ile to ja nowych przekleństw się nauczyłem, gdy plik projektu Untitled 2 mi się zepsuł. Nie raz musiałem powtórnie robić to samo, ale wtedy... "Sul Tif" już prawie był gotowy, a tutaj ni stąd ni zowąd crash i projekt już nie chciał się otworzyć. Opracowałem wtedy inną metodę montowania - każdą scenę oddzielnie (trwającą po minucie-półtorej), a następnie wszystkie scalałem VirtualDubem. Coś za coś... przez to, że filmy przechodziły do kilku kompresji, wyglądają teraz kiepsko. Chociaż taka metoda znacznie ułatwiała mi pracę, to i tak dalej miewałem problemy i nie raz, niektóre fragmenty musiałem montować na nowo... często nie miałem siły i robiłem je wtedy na szybko. Przykładem jest "Stefan Ork". To jak zmontowałem upadek Stefana z wieży Xardasa było genialne... ale program wysypał. Mimo wszelkich starań, musicie teraz oglądać coś co nawet w połowie nie jest tak dobre jak tamto.

Jak teraz sobie przypomnę obsługę programu, to mogę jedynie powiedzieć, że była toporna. Te suwaki bez wartości liczbowych, przyciszanie dźwięku w odpowiednich miejscach. Było ciężko, musielibyście sami tego spróbować użyć, ale tylko najgorszemu wrogowi mógłbym polecić użytkowanie CyberLinka. Dodatkowe bonusy programu: z wyrenderowaniem filmu, mój laptop zaczął mulić i trzeba było go resetować. Myślicie pewnie, że już z wyłączeniem PowerDirectora poczułem ulgę? Haha... dobre. Po zamknięciu go i tak zostawał w procesach. Ba, nawet po crashu nadal tam siedział. Musiałem wzywać trzech króli (CTRL+ALT+DEL) aby mi pomogli. Po kilku latach to zamiast klikać na krzyżyk, killowałem proces. Było, oj było ciężko. "Piąta" edycja PowerDirectora już wtedy była przestarzała, efekty kiepskie - musiałem kombinować (przemiana owcy w Untitled 3), paskudne napisy, brak możliwości Green/Blue Boxowania... nie wiem jak z nowszymi wersjami (które co jakiś czas dalej dodaje PC Format), ale raczej mało mnie interesują.

Sam się sobie dziwię, że wytrzymałem tyle lat z czymś takim. Ale teraz mówię mu "żegnaj". Pobrałem sobie najnowszą wersję Blendera (poprzednią usunąłem, bo miała cztery lata o.O), darmowego potwora do grafiki 3D, który ma też możliwość montowania filmów. Jest trochę średnio intuicyjny, ale grunt, że wszystko działa dobrze bez przycięć, crashy i może wyrenderować film w 16:9 o, którego braku tak niektórzy marudzą ;P

Jeśli kiedyś wrócicie do moich filmów, obejrzycie je i stwierdzicie, że jak na dzisiejsze standardy są do dupy, to przynajmniej zwróćcie uwagę na to czym montowałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz